wtorek, 15 marca 2016

Arcanum Felis - Koszmar minionych lat

Koszmar minionych lat


11 lipiec 2010r.

Dzisiaj wychodzę za mąż. To najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Moim mężem zostanie mężczyzna bez którego nie wyobrażam sobie swojej przyszłości. Wiem, że będę z nim szczęśliwa. Oboje jesteśmy wykształceni, pracujemy w dobrych firmach. Do całkowitego szczęścia brakuje nam tylko ślubu i dziecka. Mam nadzieję, że w niedługim czasie zostanę mamą.
Stoję w pięknej białej sukni przed mężczyzną mojego życia i wyznaję mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że go nie opuszczę aż do śmierci. Adam uśmiecha się do mnie i powtarza słowa przysięgi. Po paru minutach jesteśmy połączeni węzłem małżeńskim, a ja oficjalnie jestem panią Zawadzką.

12 sierpień 2010r.

Niedawno wróciliśmy z podróży poślubnej. Skończył się miesiąc miodowy i pora wrócić do pracy. Pracuję jako kierownik działu sprzedaży więc w pracy spędzam dużo czasu, ale Adam to rozumie, bo sam ma podobne stanowisko. Zazwyczaj do domu wracamy w podobnych godzinach. Po długiej nieobecności namnożyło się spraw do załatwienia i muszę zostać dłużej. Dzwonię do męża i informuję go o tym. Słyszę w jego głosie, że nie jest zachwycony, ale życzy mi udanej pracy. Kilka godzin później wracam do domu i zastaję go śpiącego na kanapie. Na stoliku stoi butelka wina i dwa kieliszki. Czekał na mnie. Nie mam sumienia go budzić, dlatego przykrywam go kocem, a sama idę pod prysznic.

7 września 2010r.

W pracy mam urwanie głowy. Szef wyznaczył mnie do ważnego projektu. Razem z Markiem, kolegą z działu mamy przygotować prezentację dla ważnego klienta. Pracujemy ciężko i zazwyczaj spędzam w pracy całe dnie. Adam coraz częściej robi mi wyrzuty. Wiem, że chciałby abym częściej była w domu, ale nie mogę odmówić szefowi. Lubię pracować z Markiem, bo jest genialnym fachowcem. Zna się na tym co robi i jest mistrzem Power Pointa. Kiedy nie mamy siły pracować, umilamy sobie czas ciekawymi rozmowami. Nigdy nie miałam z nim dobrego kontaktu i bardzo tego żałuję, bo teraz wiem, że to fajny facet.

15 październik 2010r.

Przyznaję się bez bicia — zaniedbuję mojego męża. Do domu przychodzę tylko po to aby się wyspać i z samego rana wracam do pracy. Nie mam nawet czasu z nim porozmawiać, albo zjeść porządnego rodzinnego obiadu. Adam jest coraz bardziej nerwowy. Wydzwania do mnie co dwie lub trzy godziny. Czyżby sprawdzał co robię? Przecież dobrze wie, że jestem w pracy. Muszę z nim porozmawiać.

2 listopada 2010r.

Listopadowe święta jakoś nigdy nie były moimi ulubionymi dniami wolnymi. Chodzenie na cmentarz i zapalanie zniczy strasznie mnie zasmuca. Wiem, że dziadkowie patrzą na mnie z góry, ale nie mam w zwyczaju rozmawiać z ich grobami. Wystarczy telepatyczna więź. Wieczorem spędzam czas z Adamem. Siedzimy na kanapie i oglądamy smętną komedię romantyczną. Widzę, że jest zadowolony. Jednak jutro sielanka się skończy, bo trzeba wracać do pracy.

19 listopada 2010r.

Dzisiaj szef poprosił mnie i Marka do swojego biura. Poinformował nas, że mamy jechać do Gdyni, ponieważ nasz klient chce osobiście omówić projekt, a nie może pojawić się w Warszawie z powodów osobistych. Bez wahania zgadzamy się na tą propozycję. Jak to mówią klient nasz pan. Przy okazji pooddycham świeżym powietrzem. Uwielbiam morze, a szczególnie Bałtyk.
Po powrocie do domu zaczynam pakować potrzebne ubrania, ponieważ wyjeżdżamy jutro. Adam jest zaskoczony tym co robię. Mówię mu o wyjeździe i widzę, że aż napina się ze zdenerwowania. Nic nie mówi, ale po chwili słyszę krótkie „Nie zgadzam się”. Patrzę na niego zdezorientowana. On nie może zabronić mi jechać. Przecież to moja praca. Krzyczę mu w twarz, że i tak pojadę. Widzę złość w jego oczach. Przerażona cofam się do tyłu, ale jest za późno. Łapie mnie za ramiona i potrząsa jakbym była szmacianą lalką. Widząc moje przerażenie otrząsa się z szoku i popycha mnie na łóżko, po czym wychodzi z pokoju. Słyszę tylko trzask zamykanych drzwi. Siedzę na łóżku zszokowana, ale po paru minutach kontynuuję pakowanie.

25 listopada 2010r.

Klient zatwierdził projekt i dzisiaj wracamy do Warszawy. Spędziliśmy tu bardzo miłe chwile. Morski krajobraz trochę mnie wyciszył i uspokoił. Adam dzwonił kilka razy i za każdym razem mnie przepraszał za swoje zachowanie. Trochę do poniosło. Wiem, że mnie kocha, ale nie ma powodów do zazdrości. Między mną a Markiem nic nie ma, jedynie się kolegujemy. Jakaś część mnie nadal trzęsie się, kiedy myślę o Adamie. Boję się naszego spotkania, ale mam nadzieję, że taka sytuacja więcej się nie powtórzy.

6 grudnia 2010r.

Mój szef ma czasem dziwne pomysły. Dzisiaj w naszej firmie organizowane są Mikołajki. Każdy z pracowników losował komu kupi prezent. Ja wylosowałam koleżankę z działu marketingu, której praktycznie nie znam, ale zdałam się na kobiecą intuicję. Myślę, że zestaw markowych kosmetyków przypadnie jej do gustu. Podczas lunchu tajemniczy Mikołaj ma poustawiać na naszych biurkach otrzymane prezenty. Najedzona i roześmiana wchodzę do swojego gabinetu i widzę swój prezent. Podchodzę do niego nieufnie, ale otwieram torbę. Wyjmuję wielofunkcyjny kalendarz i książkę, którą zawsze chciałam przeczytać. Na dnie torby widzę małą karteczkę. Wyjmuję ją i czytam:

Mówiłaś, że o tym marzysz. Mam nadzieję, że się przyda.
M.

M? Tylko jedna osoba przychodzi mi do głowy — Marek. Cóż, mogłam się tego domyśleć. Ostatnio wypytywał mnie o ulubione książki, ale nie wpadłam na to, że to on mnie wylosował. Z uśmiechem na ustach chowam prezenty do torby.
Wracając do domu, wstępuję do antykwariatu i kupuję zegar o którym marzył Adam. Jakiś czas temu mówił, że chciałby aby wisiał w salonie, bo pasuje do reszty mebli. Wchodząc do mieszkania, czuję zapach ulubionego sosu, który mój mąż robi gdy ma dobry humor. Wymieniamy się uśmiechami i prezentami i siadamy do obiadu. Rozmawiamy o błahych sprawach i co chwilę wybuchamy śmiechem. Po posiłku idę się odświeżyć. Biorę prysznic i myję włosy. Nagle z zadumy wyrywa mnie krzyk mojego męża. Zdezorientowana wychodzę z łazienki i idę do sypialni. Adam stoi nad łóżkiem. W rękach trzyma prezenty od Marka i karteczkę, która była dołączona do paczki. O nie! Zapomniałam ją wyrzucić. Adam wpada w furię i krzyczy jak opętany. Pyta kim jest ten tajemniczy M. Nie daje mi dojść do słowa. Zarzuca mi zdradę i znowu mną potrząsa. Jego oczy mnie przerażają. Nagle wymierza mi siarczysty policzek. Ląduję na podłodze i w moich oczach pojawiają się łzy. Mój mąż oddycha ciężko i wychodzi z pokoju. Słyszę trzask zamykanych drzwi. Nagle dociera do mnie straszliwa prawda: Adam po raz pierwszy mnie uderzył.

28 grudnia 2010r.

Święta Bożego Narodzenia minęły bardzo spokojnie i rodzinnie. Odwiedzili nas teściowie i szwagier z żoną i dziećmi. Uwielbiam ten czas, a szczególnie zapach towarzyszący pysznym potrawom. Bez skrępowania zajadam się ciastami i innymi pysznościami przygotowanymi przeze mnie i moją mamę. Zawsze razem gotujemy. To jedyny moment w roku kiedy możemy szczerze ze sobą porozmawiać. Przyjechała wcześniej żeby mi pomóc i od razu zauważyła, że między mną a Adamem wyczuwa się dziwne napięcie. Bez ogródek zapytała czy między nami wszystko w porządku. Oczywiście odpowiedziałam, że tak, ale wątpię że uwierzyła. Od pamiętnego incydentu w Mikołajki mój mąż zrobił się oschły i spędza ze mną bardzo mało czasu. Czasem zagada, ale tylko wtedy kiedy musi. Szczerze mówiąc, nie mam nic przeciwko. Zaczynam się go bać. Każdy jego dotyk powoduje, że wzdrygam się ze strachu. W święta robiłam dobrą minę do złej gry. Udawałam idealną żonę, kilka razy dałam mu się pocałować, ale wyczułam, że nie sprawia mu to przyjemności. Śpimy w jednej sypialni, ale jak najdalej od siebie. Powoli oddalamy się od siebie.

31 grudnia 2010r.

Razem z Adamem idziemy na Bal Sylwestrowy zorganizowany przez moją firmę. Oboje nie jesteśmy tym zachwyceni, ale obiecałam, że się zjawię. Kreacja od dawna wisi w szafie, ale nie wiem czy się w nią zmieszczę, bo ostatnio przybyło mi trochę tu i ówdzie. Ku mojemu zdziwieniu suknia leży idealnie. Adam lustruje mnie wzrokiem i bez słowa przepuszcza w drzwiach.
Kiedy docieramy na miejsce, w wejściu wita nas Marek z szefem. Marek przytula mnie jak dobrego przyjaciela. Spoglądam na Adama — jest zły, nawet bardzo zły. Chrząkam i przedstawiam ich sobie. Marek wyciąga rękę, ale Adam patrzy na niego z odrazą i jedynie skina głową. To musi wystarczyć. Uśmiecham się przepraszająco do swojego współpracownika i razem z mężem wchodzimy na salę. Adam nie opuszcza mnie choćby na chwilę. Nawet kiedy idę do toalety kręci się w pobliżu, jakby czyhało na mnie jakieś niebezpieczeństwo. Mam wrażenie, że przesadza, ale nie odzywam się, bo nie chcę się kłócić.
Minutę przed północą wszyscy wychodzimy na zewnątrz, aby podziwiać sztuczne ognie i złożyć sobie życzenia noworoczne. Z uśmiechem na twarzy podziwiam fajerwerki i życzę mojemu mężowi szczęśliwego nowego roku. Adam uśmiecha się do mnie i mówi, że mnie kocha, po czym całuje mnie tak jak kiedyś. Naprawdę wierzę w jego uczucia wobec mnie, ale ostatnio go nie poznaję. Mam nadzieję, ze to tylko przejściowe.

10 styczeń 2011r.

Początek nowego roku rozpoczął się koszmarnie. Jeden z pracowników zawalił ważny projekt i razem z Markiem musimy to odkręcić. Znowu spędzam w pracy całe dnie, a Adam chodzi podminowany i wydzwania do mnie co godzina. Z irytacji wyłączyłam telefon, aby chociaż przez chwilę móc się skupić. Nie przypuszczałam, że to doprowadzi do tragedii.
Kiedy wróciłam do domu, powitał mnie jego krzyk i ciągłe pytania dlaczego wyłączyłam telefon, albo gdzie byłam tyle czasu. Wyjaśniłam, że chciałam skupić się na pracy, a jego ciągłe telefony to uniemożliwiały. To był błąd. Zobaczyłam furię w jego oczach i poczułam uderzenie w twarz. Jedno, drugie i trzecie. Płakałam i błagałam żeby przestał, ale on bił na oślep. Poczułam metaliczny smak w ustach. Przestał bić kiedy upadłam na podłogę, po czym po prostu wyszedł z mieszkania. Powoli wstałam z podłogi i skierowałam się do lustra. To co zobaczyłam, przeraziło mnie: miałam rozciętą wargę, z rany leciała krew, na lewym policzku zauważyłam odbitą rękę Adama, a na prawym wielki siniak. Dotknęłam go i aż zasyczałam z bólu. Weszłam do łazienki i zrobiłam sobie zimne okłady na twarz. Jak ja pójdę do pracy? Przecież makijaż tego nie ukryje, chociaż w mojej sytuacji to jedyne wyjście. Nie mogę wziąć wolnego. Mam za dużo obowiązków.

25 styczeń 2011r.

Mój mąż zmienił się nie do poznania. Prześladuje mnie, ciągle za mną chodzi, wydzwania na komórkę, a kiedy wrócę do domu wypytuje gdzie byłam i co robiłam. Odpowiadam zgodnie z prawdą, ale nie zawsze mi wierzy. Parę razy mnie uderzył. Robię tak mocny makijaż, że jak na razie nikt nic nie zauważył. Chodzę zdenerwowana, boję się, kiedy dzwoni mój telefon. Kilka razy złapałam się na tym, że myślę o wyjeździe daleko stąd, jak najdalej od Adama. Dobrze, że jest Marek. Rozmowy z nim są odskocznią od problemów. Oczywiście nie mówię o tym Adamowi, bo na pewno by się wściekł.

14 luty 2011r.

Pamiętam, że przed ślubem wyczekiwałam na ten dzień z utęsknieniem. To właśnie w walentynki ubiegłego roku Adam mi się oświadczył. Byłam wtedy taka szczęśliwa. A teraz? Teraz siedzę w restauracji na kolacji z moim mężem. Udajemy idealne małżeństwo. Czułe słówka i uśmiechy wychodzą nam perfekcyjnie. Praktycznie w ogóle się nie odzywam. Adam opowiada o swoim nowym projekcie. Szczerze mówiąc, niezbyt mnie to interesuje, ale nie daję tego po sobie poznać. Po kolacji wychodzimy z restauracji i jedziemy prosto do domu. Podczas drogi powrotnej żadne z nas nie odezwało się ani słowem.
Kiedy docieramy do domu i wchodzimy do środka, Adam rzuca się na mnie i siłą zaciąga do sypialni. Jestem zmęczona i nie mam ochoty na miłosne zabawy, ale mój mąż jest innego zdania i siłą na mnie napiera. Próbuję się wyrwać, ale jest silniejszy. Rzuca się na mnie i siłą zrywa ubranie. Zaczynam płakać i krzyczeć, ale zakrywa mi usta ręką. Nie wierzę w to co się dzieje. Kiedy kończy rzuca mną jak szmacianą lalką i wychodzi z pokoju. Chowam twarz w dłoniach i zaczynam płakać. W tej chwili znienawidziłam walentynki.

12 marca 2011r.

Byłam dziś u ginekologa i dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Powinnam skakać z radości, ale po ostatnich wydarzeniach mam mieszane uczucia. Nie wiem czy Adam nadaje się na ojca mojego dziecka, skoro traktuje mnie jak ścierwo. Pomimo tego co mi robi, dziecko jest zdrowe i nic mu nie zagraża.
W pracy oglądam zdjęcia USG i łzy same lecą z moich oczu. Boję się o to maleństwo w moim brzuchu. Boję się o siebie i o swoją przyszłość. Nagle do mojego gabinetu wchodzi Marek i widzi mnie zapłakaną. Udaję, że nic się nie dzieje, ale zauważa zdjęcia dziecka. Uśmiecha się ciepło i przytula mnie, dodając otuchy. Pech chciał, że w tym momencie w drzwiach pojawia się osoba, której nikt tu się nie spodziewał — Adam. Zapomniałam, że miał po mnie dzisiaj przyjechać. Patrzy na mnie i na Marka, ale nic nie mówi. Wiem, że jest zły. Widzę to w jego oczach. Marek próbuje uratować sytuację i szybko znika z gabinetu. W międzyczasie pakuję swoje rzeczy i razem z Adamem wychodzimy na zewnątrz. Nie odzywa się tylko szybkim krokiem podchodzi do samochodu i otwiera mi drzwi.
Gdy wchodzimy do mieszkania od razu zaczyna się tyrada pytań. Spokojnie odpowiadam na każde z nich, ale w pewnym momencie mój mąż nie wytrzymuje i uderza mnie w twarz. Nie jestem zaskoczona kiedy dostaję drugi raz. Trzeci. Czwarty. Adam krzyczy na mnie i wyzywa od dziwek. Zapłakana mówię mu żeby przestał, bo jestem w ciąży. Oczywiście zarzuca mi, że to nie jego dziecko i znowu widzę jego rękę w powietrzu. Uderzenie jest tak silne, że ląduję na ścianie i osuwam się po niej na podłogę. W tym momencie pragnę tylko jednego. Chcę, żeby moje życie się skończyło. Adam kopie mnie po brzuchu, wyzywając mnie przy tym. Powoli tracę przytomność, ale kątem oka zauważam jakąś postać stojącą w drzwiach. A potem widzę tylko ciemność.

17 marca 2011r.

Czuję spokój. Błogi spokój. Słyszę piszczenie jakiś maszyn. Otwieram oczy i widzę biały sufit. Powoli przekręcam głowę w bok, ale czuję okropny ból. Rozglądam się po pomieszczeniu. Jestem w szpitalu? Nagle koło mnie pojawia się jakaś kobieta. Chyba pielęgniarka. Uśmiecha się do mnie serdecznie i mówi, że zostałam pobita i przez 4 dni byłam nieprzytomna. Przytakuję nieśmiało i słyszę znajomy głos. Do pomieszczenia wchodzi Marek i podchodzi do mnie. Chwyta moją rękę i pyta jak się czuję. Mówię, że boli mnie głowa i pytam co się stało. Siada koło mnie i zaczyna opowiadać. Zapomniałam zabrać z pracy ważne dokumenty i pojechał za nami do mieszkania. To jego widziałam, zanim zemdlałam. Wkroczył w ostatniej chwili. Rozprawił się z Adamem i zadzwonił po pogotowie. Dzięki niemu żyję. W moich oczach pojawiają się łzy i pytam co z dzieckiem. Marek kręci głową, a ja wybucham płaczem. Straciłam je. Moje dziecko umarło. Mężczyzna przytula mnie, a ja płaczę jak mała dziewczynka.

24 kwiecień 2011r.

Postanowiłam, że rozwiodę się z Adamem. Niedawno wyszłam ze szpitala. Jest ciężko, ale mam wsparcie bliskich. Cały czas jest przy mnie Marek. Mój mąż przebywa w areszcie. Będzie miał sprawę w sądzie o znęcanie. Nadal jestem wystraszona, ale powoli dochodzę do siebie.

18 maj 2011r.

Dzisiaj była pierwsza sprawa rozwodowa. Adam przyznał się do wszystkiego, więc ta sprawa będzie tylko formalnością. Próbował mnie przepraszać, ale nie reagowałam na jego słowa. Cieszyłam się, że Marek był przy mnie w tych trudnych chwilach. Po raz pierwszy dokładnie usłyszałam jego relację z pamiętnych wydarzeń. Na samo wspomnienie w moich oczach pojawiły się łzy. Pani sędzia dała nam rozwój bez żadnych przeszkód. Wreszcie jestem wolna.


Patrząc na moją sytuację z perspektywy czasu, wiem, że powinnam wcześniej zareagować na to, co Adam mi robił. Jednak bałam się go. Bałam się, że mnie zabije. Bywają noce, kiedy budzę się z przerażeniem. Na szczęście mam koło siebie Marka. Wspiera mnie w trudnych momentach i opiekuje się mną, jakbym była ze szkła. Dzięki niemu odzyskuję radość życia i zaczynam wierzyć, że są na tym świecie prawdziwi mężczyźni. Może jeszcze będę szczęśliwa? 
________

Witajcie :) To moja interpretacja tematu "Koszmar minionych lat". Nie jestem z niego za bardzo zadowolona, ale musicie mi wybaczyć. Męczę się z chorobą, a ten tekst napisałam w przypływie weny. Może kiedyś go poprawię, ale na razie nie mam na to za bardzo czasu. 
Zapraszam do oceniania według schematu w zakładce "Oceny czytelników" Możecie nawet krytykować. Nie obrażę się :)

10 komentarzy:

  1. Zauważyłaś, że wszyscy mamy tendencję do pisania opowiadań w narracji pierwszoosobowej i zwykle w formie opowieści? :D No cóż, tak jest najłatwiej ...

    Język 9/10 - Wiesz, że dobrze piszesz, więc nie będę się powtarzała.
    Pomysł 5/10 - Ze względu na to, że agresja w rodzinie, zwłaszcza ze strony mężczyzny, jest częstym tematem.
    Ortografia i gramatyka 8/10
    Prowadzenie akcji 10/10- Właściwie, w tego rodzaju opowiadaniach, nie ma zbytniego pola do popisu w tej kwestii.
    Długość opowiadania- odpowiednia, jak najbardziej.
    Nie wiedziałam, do której kategorii powinnam dołączyć ten błąd, chyba do języka, ale...
    " Początek nowego roku rozpoczął się okropnie. "
    Słowo początek, samo w sobie, oznacza rozpoczęcie, więc to zdanie, to takie trochę masło, maślane :D
    Ogólnie bardzo dobrze wpasowałaś się w temat !
    Gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ocenę :) Wiem, że ten tekst jest dość przewidywalny, ale niestety nie miałam siły na wyszukany pomysł.
      Fakt to zdanie to takie masło maślane. Będę się tego wystrzegać :)

      Usuń
  2. Hej, hej!
    1. Język 10/10
    2. Pomysł 7/10 Już kiedyś czytałam opowiadania o podobnej tematyce, ale każde jest inne :)
    3. Ortografia i gramatyka 8/10 Było trochę błędów. Zauważyłam parę interpunkcyjnych, kilka powtórzeń.
    4. Prowadzenie akcji 9/10
    Podobało mi się! Naprawdę ciekawe, choć z wieloma opowiadaniami o podobnym temacie się już spotkałam, od tego nie mogłam się oderwać :)
    A ta końcówka... Szkoda, naprawdę mi przykro, że się to w taki sposób skończyło. Czekam na więcej twoich opowiadań!
    Bianka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) pomimo tego jak mi szło pisanie tego opowiadania i tak nieźle wyszło, sądząc po Waszych opiniach :)

      Usuń
  3. Kochana, razi mnie strasznie w oczy ten "6 grudzień". Powinno być "6 grudnia", bo to jest "szósty dzień grudnia", a nie "szósty grudzień w moim życiu" ;)
    Poza tym jak zwykle świetnie, uwielbiam sposób, w jaki przedstawiasz emocje, są takie czyste i prawdziwe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest 6 grudnia :D
      Dziękuję miło, że się podoba :)

      Usuń
    2. Tak, ale "14 luty" i "25 styczeń" :P Gdzieniegdzie jest dobrze, w innych miejscach źle ;)

      Usuń
    3. ok ok będę pamiętać na przyszłość :)

      Usuń
  4. "Lubię pracować z Markiem, bo jest genialnym fachowcem. Zna się na tym co robi i jest mistrzem Power Pointa." hahahah sorry, ale ten tekst wygrał wszystko. :') Zrobiłaś mi dzień.

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic