Obserwują mnie dwa mechaniczne kruki.
W zasadzie trzy, ale ten trzeci to gołąb.
Myślę, że jest tylko łącznikiem między światem gołębi, a światem mechanicznych kruków.
Jest też czwarty. Też gołąb. Prawdopodobnie strażnik. Strzeże odwiecznej tajemnicy gołębi, która wyjaśnia, dlaczego to gołębie rządzą światem, ale nie mogą się do tego przyznać, bo wtedy koncerny ropy naftowej mogłyby upaść. Kartele gołębich narkotyków straciłyby możliwości produkcji i źródło dochodu, a wtedy wojna atomowa gwarantowana. Gołębie siedzą i konstruują bomby atomowe z uranu i odchodów. Mówisz „gołąb mnie osrał”, a tak naprawdę jesteś już napromieniowany i zostało ci sześć godzin życia.
Ci, którzy boją się gołębi mają rację. Gołębie to jedyna przeszkoda w próbach obalenia rządu.
Kruki mnie obserwują, bo wczoraj sprzedałem pewne akcje. Ta transakcja mogła zaszkodzić wszystkim, ale przede wszystkim gołębiom. Jeśli akcje dostaną się w niepowołane ręce, gołębie mogą stracić do piętnastu milionów dolarów, za które kupują uran.
Nie boję się. Zawsze miałem sposoby na mechaniczne kruki. Jestem silnym, dwudziestopięcioletnim mężczyzną, a mechaniczne kruki to wadliwie zaprogramowana sztuczna inteligencja. Posługują się ludźmi, to fakt – jakiś czas temu odkryły, że kruk wchodzący do banku i wypłacający dwadzieścia tysięcy dolarów wzbudza spore kontrowersje – ale żaden człowiek należący do kruków nigdy mnie nie pokonał. Właściwie nawet nie próbowali, bo się bali, a gdyby spróbowali, moją kartą przetargową byłyby akcje, które niestety musiałem sprzedać. Poza tym kruki są podwładnymi gołębi, a gołębie mają teraz większe problemy na głowie. Mogą nawet się cieszyć, że ja już im nie zaszkodzę, ale jeśli ktoś niepowołany dorwie te akcje… Wtedy cały świat ma problem. Ale ja mam sposoby na problemy.
W pomieszczeniu pojawia się mój asystent. Nie rozumiem dlaczego znów wchodzi bez pukania, w ten bezczelny sposób, którego nienawidzę. Nie odwracając głowy od monitora, mówię:
- Donnie, prosiłem cię o coś.
- Och – wraca się do drzwi, puka trzykrotnie i pyta, czy może wejść.
Wskazuje mu ręką krzesło; przysuwa je do mojego biurka i spogląda w monitor komputera.
- Jak tam nasze sprawy, Chuck? – pyta.
- Nie patrz przez okno – mówię. – Obserwują nas.
Nie słucha mnie; natychmiast spogląda w miejsce, gdzie siedzą dwa mechaniczne kruki. Zrywam się z krzesła i pospiesznie zasuwam zasłony.
- Jak możesz być tak nieuważny – cedzę przez zęby.
- Kruki? Znowu? – pyta.
Milczę przez chwilę. Cóż za bezczelność, tyle razy tłumaczyłem mu, że nie powinien spoglądać im w te mechaniczne oczy! One mają zdolności, o których nam, ludziom, nawet się nie śniło. Potrafią czytać w myślach, hipnotyzować, a w skrajnych wypadkach pozbawiać zmysłów.
- Sprzedałem te akcje – przerywam ciszę. – Bardzo dobre pieniądze. Możemy się nimi podzielić, chociaż uważam, że powinniśmy najpierw dobrze je zainwestować i podzielić się zyskami za około pół roku. Wciąż jesteś moim asystentem, ale chciałbym, żebyś stał się wkrótce pełnoprawnym wspólnikiem.
- To brzmi ciekawie – odpowiada i powoli kiwa głową.
Z uznaniem. Widzę uznanie w jego oczach. Widzę, jak mnie podziwia, chociaż jest zmartwiony moją decyzją. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, czy jest wobec mnie lojalny. Na pewno kruki nie przejęły kontroli nad jego umysłem, chociaż jest jeszcze słaby i nie potrafi się przed nimi bronić.
- Co dalej, Chuck? – pyta, a ja wyłączam przeglądarkę, odłączam dysk zewnętrzny z gniazda USB i wprowadzam komputer w stan uśpienia.
- Nie wiem, Donaldzie. Musimy uporać się z problemami, które teraz nadejdą. Opowiadałem ci już o zagrożeniu, które niesie za sobą gniew gołębi?
- Taa – odpowiada i widzę lęk w jego oczach.
- Musisz pójść do banku i wypłacić pieniądze. Z naszego konta, z mojego i twojego. Wszystko musimy mieć w sejfie, w gotówce. Nadejdzie inflacja. Musimy ją przeczekać, bo wszystko co mamy ogromnie straci na wartości, jeśli zainwestujemy to w najbliższym miesiącu. Szanse na zysk powrócą w… - patrzę do kalendarza, rozłożonego na sąsiednim stoliku. – W czerwcu. Za dwa miesiące. Nie możemy do tego czasu inwestować. Później zaatakujemy i po połowie roku będziemy mieli pięciokrotność tego, co teraz mamy.
- Jesteś pewien? – pyta, a ja odrobinę się złoszczę.
- Oczywiście, że jestem pewien! Czy kiedykolwiek zaproponowałem ci coś, czego nie byłem pewien?! To pewne pieniądze, pewne inwestycje i pewna…
Umyka mi słowo. Szukam go w pamięci tak jak przewraca się nerwowo kartki w poszukiwaniu ważnego rachunku. Złoszczę się jeszcze bardziej, ale Donald mówi:
- Spokojnie, Chuck. Wierzę ci, jak zawsze. Masz ochotę na kawę i ciastko?
Oznajmiam, że z przyjemnością zjadłbym szarlotkę i wypiłbym mocne espresso.
Donnie wychodzi, a ja rozsuwam zasłony (kruki nadal są na swoim miejscu) i rozsiadam się wygodnie w fotelu. Splatam dłonie poniżej klatki piersiowej i wpatruję się w odległy punkt za oknem, dając do zrozumienia krukom, że mam ich głębiej, niż dosięga światło słoneczne. Jestem zadowolony z siebie, pełen energii i wizji przyszłości; wiem, że osiągnę kolejny ogromny sukces.
Siedzę tak, aż moja sekretarka, ubrana jak zwykle na biało, przynosi mi ciasto i kawę. Uśmiecham się do niej, dziękuję, a ona rumieni się uroczo i widzę, jak bardzo jej się podobam. Na osobnym talerzyku podaje mi kilka tabletek – no tak, pigułki na migrenę. Zapomniałbym. Poza tym, jestem światowej klasy biznesmanem, tygrysem gospodarki i mam prawo być uzależnionym od różnej maści proszków.
Kończę jeść ciasto, kiedy wraca Donnie. Za nim wchodzi Rick; jest niskim, młodym, łysiejącym i szalenie ambitnym stażystą. Trzyma w rękach notes – każdy stażysta trzyma w rękach notes. Rick uczy się ode mnie i wydaje mi się, że kusi go miejsce Donalda. Pewnie zajmie je, kiedy Donnie stanie się moim wspólnikiem. Ktoś będzie musiał porządkować papiery.
Obracam się razem z fotelem w ich stronę, uśmiecham przyjaźnie i mówię:
- Witaj, Rick. Czemu masz na sobie fartuch?
Jest przerażony i ściąga go pospiesznie. Przewiesza go sobie przez przedramię drżącymi dłońmi, a Donald, nieco zawstydzony, wyjaśnia:
- Rick pracował w naszym laboratorium. Może chciałbyś spojrzeć jaki środek na kruki opracowaliśmy?
Zamyślam się na chwilę.
- Na kruki? – pytam. – Myślałem, że pracujecie nad środkiem na gołębie.
- Oczywiście – Donnie uderza się otwartą dłonią w czoło. – Oczywiście, gołębie. Widzisz, zakręcony jestem.
- To niedobrze – mówię, marszcząc czoło. – Musisz być w pełni sił. Jesteś mi potrzebny.
Wstaję.
- Z chęcią wybiorę się do laboratorium – oznajmiam. – Macie dla mnie ubranie ochronne?
- Oczywiście – mówi Rick.
Pomaga założyć mi specjalny fartuch, który zawsze nosimy w laboratorium. Moi naukowcy pracują tam nad bardzo niebezpiecznymi substancjami, nie wolno tam niczego dotykać, w związku z czym odzież ochronna w pełni ogranicza ruchy, żeby nie zrzucić niczego przez przypadek. Dzięki temu fartuchowi ręce są skrępowane i związane specjalnymi, przedłużonymi rękawami na plecach. W laboratorium noszą je wszystkie nieupoważnione osoby; normalne fartuchy, podobne do lekarskich, mają tylko naukowcy i ludzie, którzy pracują nad bronią biologiczną.
Kiedy jestem już gotowy, wychodzimy z mojego biura. Idąc korytarzem mijamy człowieka – prawdopodobnie naukowca z laboratorium. Ma na sobie klasyczny fartuch i plakietkę z napisem „Gordon Vening, lekarz psychiatra”.
Dziwne. Zatrudniam biologów i chemików. Co tutaj robi lekarz?
Nie zaprzątam sobie jednak tym myśli i idę za Donaldem i Rickiem. Głowę mam uniesioną wysoko i od czasu do czasu kiwnięciem pozdrawiam pracowników mojej korporacji. Widzę, jak oni wszyscy czują do mnie respekt, niektórzy nawet strach. Mają rację – pracują tutaj, nie wiedząc, z czym tak naprawdę mają do czynienia. Nie wiedzą, że w moim gabinecie rozstrzyga się losy światowej gospodarki i planuje przyszłość naszej planety. Nie wiedzą, że zagrażają im mechaniczne kruki.
Nic nie wiedzą.
Wychodzimy z tej części budynku, w której pracuje większość ludzi i schodzimy do podziemi, w których znajdują się laboratoria. Idziemy ponurym korytarzem, aż trafiamy do drzwi, nad którymi wisi napis – „Sala badań, oddział psychiatrii”. Jest tam oczywiście tylko dla zmyłki. Nie pozwoliłbym zawiesić banneru ze słowami „Laboratoria, opracowanie broni biologicznej”. Wtedy mechaniczne kruki mogłyby poznać moje plany.
Wchodzimy do laboratorium, które jest jasne i sterylnie czyste. W pomieszczeniu znajduje się także jeden naukowiec. Nakazuje mi usiąść na krześle przed białą tablicą. Zachowuje się odrobinę bezczelnie i obiecuję sobie w duchu, że straci swoją premię. Po chwili bierze do ręki mazak i rysuje coś pospiesznie na tablicy – oczekuję, że zobaczę tam skomplikowane zapisy reakcji chemicznych, ale mężczyzna odwraca się w moją stronę i mówi:
- Nazywam się Gustav Nearwood. Jestem psychiatrą ze stanowego szpitala w Massachusetts. Od doktora Donalda Mavericka poznałem pana nietypowy przypadek schizofrenii i chciałbym dziś przeprowadzić krótkie badanie. Zechce pan powiedzieć, co widzi na tej tablicy?
Och, tylko nie to. Ten człowiek jest wysłannikiem mechanicznych kruków. Jest zaprogramowany przez gołębie…
Jestem w pułapce.
~*~
Dzień dobry bardzo wszystkim zebranym, jak się podobają moje opary absurdu? Nie poniosły mnie te opary za wysoko?
Pozdrawiam i zachęcam do oceniania wedle schematu:
1. Język (1-10 + można napisać dlaczego)
2. Pomysł (1-10 + można napisać dlaczego)
3. Ortografia i gramatyka (1-10 + można napisać dlaczego)
4. Poprowadzenie akcji (1-10 + można napisać dlaczego)
5. Długość opowiadania (za długie/odpowiednie/zbyt krótkie + można napisać dlaczego)
Dodatkowo możecie zamieścić Subiektywną Opinię o opowiadaniu.
PS Udało mi się za pierwszym razem poprawnie napisać „Massachusetts” :O Bez googlowania. Can you believe it?!
Przyznam szczerze, że na początku nie ogarniałam o co chodzi, ale wreszcie wiem :D
OdpowiedzUsuńBrawa za to, że nie musiałaś googlować ;)
A teraz oceny:
1. Język 10 (Piszesz ciekawie i zrozumiałym językiem)
2. Pomysł 9 (Zaskoczyłaś mnie i bardzo mi się podobało)
3. Ortografia i gramatyka 10 (Piszesz bardzo dobrze, nie mam do czego się przyczepić)
4. Prowadzenie akcji 10 (Wszystko spójne i szybko się czytało)
5. Długość opowiadania odpowiednia
Subiektywna ocena: Dobrze wiesz, że lubię czytać Twoje opowiadania. To miało swój klimat i oczywiście czekam na inne w Twoim wykonaniu :)
Dzięki :D
Usuń1. Język 10/10 - piszesz naprawdę dobrze!
OdpowiedzUsuń2. Pomysł 11/10 - jest taka ocena? Teraz już jest, niżej wyjaśnię dlaczego :D
3. Ortografia i gramatyka 10/10- na pewno znalazłby się tutaj jakiś błąd, oczywiście, ale ja go nie widziałam, więc pozwolę sobie tutaj na wysoką ocenę.
4. Poprowadzenie akcji 10/10 - przywyknij !
5. Długość opowiadania Idealna!
Wiesz, że ja do samego końca myślałam, że ty naprawdę piszesz o gołębiach? Nawet nie wiesz, jak się śmieję w tym momencie! Nie widzę, przez łzy. Od początku myślałąm sobie " o co tu do cholery chodzi? " A potem " ma rację, gołębie są wstrętne i na pewno panują nad światem " :D Nigdy dotąd nie czytałam takiego opowiadania. Byłam skłonna uwierzyć, że to jakaś historia fantasy o świecie, w którym mechaniczne kruki są klientami banku, a gołębie władają gospodarką światową i budują bomby nuklearne. Może to ja mam schizofrenię? :D Potem przypomniałam sobie, że opowiadanie nosi tytuł " Granice Absurdu " i dosłownie jedną linijkę, przed pojawieniem się psychiatry pojęłam, że ten facet jest chory. Ja naprawdę nie wiedziałam o co chodzi temu facetowi, ale podzielałam jego strach przed gołębiami i nadal go podzielam :D Weźmiesz mnie za wariatkę, ale uwielbiam ten tekst i tą historię i tego bohatera, chociaż ostatecznie wychodzi na to, że jest chory psychicznie. Pewnie dlatego, często słyszę, że mam w sobie coś ze świra :D Kochana, to opowiadanie było boską komedią! A zarazem było świetną pracą, pod względem językowym ! Gratuluję i nie mogę się doczekać większej ilości Twoich prac! :D
A najlepsze jest to, że kiedyś siedziałam sobie przy biurku coś tam pisząc i jak spojrzałam przez okno to serio gapiły się na mnie dwa kruki i gołąb :P Powiedziałam o tym moim współlokatorkom, jednocześnie tworząc heheszkową teorię, z której powstało to opowiadanie :P
UsuńDziękuję!
1. Język: 10/10
OdpowiedzUsuń2. Pomysł: 10/10 ( Genialne, nigdy nie wpadłabym na coś takiego. I początek napisałaś tak przekonywająco, że serio myślałam, że światem rządzą gołębie)
3. Ortografia i gramatyka" 9/10 (w dwóch miejscach zauważyłam brak przecinka).
4. Poprowadzenie akcji: 10/10 (Nie wiem, co tu napisać, po prostu brak słów).
5. Długość opowiadania odpowiednia
Na samym początku próbowałam zgadnąć, o co chodzi z tymi krukami i gołębiami. Zastanawiałam się, czy to na przykład nie jakiś ksywki, pseudonimy (coś typu: Pies Jej Królewskiej Mości). Ale były z małej litery. Potem zaczęłam wierzyć, że światem naprawdę rządzą ptaki. A siostra obok oglądała Pingwiny z Madagaskaru. Jeden z nich też coś konstruuje, inny przeprowadza tajne akcje. Więc dlaczego gołębie nie miałyby rządzić światem? Co stoi na przeszkodzie. Dopiero po przeczytaniu ostatniego zdanie i zauważeniu słowa schizofrenia, zorientowałam się, o co tu chodzi. Prawdziwy majstersztyk!
Jejku, jestem tak pozytywnie zaskoczona :D Nie spodziewałam się, że będzie taki odbiór, obawiałam się, czy nie poleciałam za mocno z tym absurdem :D
UsuńDziękuję! <3
Hej, hej!
OdpowiedzUsuń1. Język 10/10
2. Pomysł 10/10
3. Ortografia i gramatyka 10/10
4. Poprowadzenie akcji 10/10
5. Długość odpowiednia
Wiesz, że to jest naprawdę świetne? Pomysł po prostu genialny. Na początku nie miałam pojęcia, o co chodzi. Gołębie zawładnęły światem? Mechaniczne kruki są poddanymi gołębi? CO tu się dzieje? Zaczęłam podejrzewać coś dopiero przy tabliczce lekarza z napisem psychiatra. Ale dalej nie domyślałam się takiego zakończenia! Naprawdę świetne!
Czekam na więcej takich cudeniek!
Pozdrowionka,
Bianka!
Dziękuję ogromnie! <3
Usuń1. Język: 9/10
OdpowiedzUsuń2. Pomysł: 9/10
3. Ortografia i gramatyka: 10/10
4. Prowadzenie akcji: 10/10
Opowiadanie ciekawe i zaskakujące a jedynym minusem jest mało emocji.
Varii
Nie da się do wszystkiego wcisnąć emocji. Absurd może być emocjonalny? Człowiek chory na schozofrenię nie odzuwa uczuć tak samo, jak je znamy ;) Trzeba się dostosować do sytuacji bohatera, wtedy widzimy emocje, nawet te bardzo głębok ukryte ;)
UsuńDziękuję :*
Ludzie chorzy na schizofrenie są bardziej emocjonalni niż my (spędziłam miesiąc w szpitalu psych. i byłam w pokoju z dziewczyną ze schizofrenią. Poznałam tam też wielu schizofreników.) Wielu takich ludzi to artyści, pisząc coś lub malują by odreagować swoją chorobę.
UsuńTak, oczywiście :) Wszystko co mówisz jest prawdą, tylko wciąż schizofrenicy te emocje będą inaczej odczuwać i przeżywać. Dlatego warto patrzeć głębiej niż w zdanie na zasadzie "był smutny i targały nim ogromne emocje". Nie wszystko tu jest powiedziane wprost :)
Usuń