niedziela, 13 marca 2016

Koszmar minionych lat- Dora

  Siadam na czarnym fotelu, podobnym do tego, który jest u mojego dentysty i rozpinam guzik marynarki. Kładę się posłusznie, jak do badania i splatam dłonie w koszyczek na brzuchu. Wbijam wzrok w sufit, czekając aż mój terapeuta, dr Abdik zajmie miejsce, otworzy swój kajecik i zacznie zadawać pytania. To już nasze dwunaste spotkanie. Przez cały ten czas wodziłam go za nos, opowiadając niestworzone historyjki o strachu przed ludźmi, paparazzi i obiektywami. Dzisiaj będzie inaczej. Wychodząc z domu obiecałam sobie, że zrobię ogromny krok w naszej wspólnej przygodzie i powiem mu całą prawdę. Znam go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że jest dobrym człowiekiem. Być może jest na tyle dobry, aby pomóc mi w poradzeniu sobie z bolesnymi wspomnieniami? Taką mam nadzieję... 
- Jak się dzisiaj czujesz, Mary-Lou?- pyta, rozpinając marynarkę i siadając w skórzanym fotelu. Lubię, kiedy zdrabnia moje imię, więc od razu się uśmiecham i posyłam mu krótkie spojrzenie.
- Jak zawsze- odpowiadam wymijająco, a on poprawia okulary i kiwa głową, pisząc coś na pustej stronie.
- No dobrze, na czym to ostatnio skończyliśmy? 
- Nieważne, kłamałam- wypalam, zanim się rozmyślę. Podnosi na mnie wzrok, nie kryjąc zdziwienia.- Wszystko, co mówiłam do tej pory było kłamstwem. Obrzydliwie wiarygodnym, ale kłamstwem- wyjaśniam, a on przechyla głowę. Znów to robi, próbuje mnie rozgryźć. Chyba jestem dla niego ciężkim przypadkiem, bo do tej pory wyciągnął mało wniosków z mojego stylu bycia i zachowania. Potrafię się doskonale maskować.- Ale dzisiaj powiem prawdę- obiecuję, a on opiera brodę na dłoni.- Powiem prawdę, calusieńką, nagą i nawet pan nie wie, jakie to będzie dla mnie trudne. Jeszcze nikomu o tym nie mówiłam, nawet samej sobie. Zawsze kiedy dochodzę do tego momentu, w moich myślach, szybko zmieniam tor. 
- Bo prawda jest zbyt bolesna?- pyta cicho, a ja odpowiadam mu pogardliwym prychnięciem.
- Bo prawda jest prawdziwa. A niektóre rzeczy nie powinny być prawdziwe- mówię, a on czule się do mnie uśmiecha, niczym zatroskany ojciec.
- Dobrze, a więc opowiedz mi całą prawdę...
- Kiedy miałam piętnaście lat, w czasie Świąt Bożego Narodzenia, mój ojciec życzył mi, abym zmądrzała- zaczynam opowieść, wiedząc, że będzie długa i wyczerpująca. Nadszedł jednak czas, aby ujrzała światło dzienne.- Pamiętam, jakby to było wczoraj. Jego głos wciąż pobrzmiewa mi w głowie, z tą różnicą, że wtedy bardzo się zdenerwowałam, a teraz to wspomnienie wywołuje uśmiech na moich ustach. Wtedy byłam zbuntowaną, desperacko potrzebującą uwagi nastolatką, dla której najważniejszy był rozpity, wytatuowany facet, starszy o siedem lat i mało inteligentne koleżanki. Sprawiałam rodzicom wiele problemów; więcej, niż mój starszy brat, co zawsze było uznawane za powód do kpiny z niego. Wymykałam się z domu, szlajałam nocami po mieście, z butelką obrzydliwego, taniego wina i rozbijałam wszystko, co napotkałam na drodze. Nie wiedziałam dlaczego - właściwie nie było nic złego w szklanych gablotach na ogłoszenia, albo budkach telefonicznych, ale i tak robiłam swoje. Mogłam coś zepsuć, więc dlaczego miałabym się powstrzymywać? Byłam gówniarą, zaślepioną żądzą rozgłosu i starszego towarzystwa. Mogłabym powiedzieć, że to przez ojca, który za dużo ode mnie wymagał, albo matkę, która marzyła, aby jej córka została Miss Universe, a zamiast tego urodziła się z obrzydliwie krzywym nosem. Skłamałabym. Pochodziłam z dobrego domu, wydawało się, że idealnego. Ojciec był adwokatem, jednym z najlepszych w mieście i zarabiał chorobliwie duże pieniądze. Dla równowagi matka była uroczą, miłą, inteligentną nauczycielką historii w miejscowej szkole i zarabiała najniższą krajową. No, więc nie mogłam narzekać na brak poświęcanego mi czasu, albo zainteresowania, albo chociażby zrozumienia. Chyba się nudziłam. Nie doceniałam tego, co dostawałam, a tęskniłam za tym, czego nie mogłam mieć. Chyba zwyczajnie byłam zagubiona. 
  A dziś? Dziś mieszkam w ogromnym mieście, gdzie poziom przestępczości jest tak duży, że gdybym wybiła jakąś szybę, albo połamała znak drogowy, nikt by tego nie zauważył. A tak właściwie, zauważyliby to wszyscy, ale nie ze względu na akt wandalizmu, a moje nazwisko. Jestem na szczycie listy najlepszych menadżerów gwiazd, jeżdżę drogim mercedesem E klasy, mieszkam na trzynastym piętrze, a mniej, albo bardziej utalentowane jednostki skaczą sobie do gardeł i zabijają się, abym ich zauważyła i pomogła im w zyskaniu rozgłosu. Jestem kobietą sukcesu. Jak do tego doszło?
  Z okresu dorastania najlepiej wspominam niedzielne poranki. Z pokoju Kreiga, mojego starszego brata, można było wyjść na dach dobudówki, która służyła nam jako garaż i spiżarnia. Wstawałam więc wcześnie rano, zaciągałam na siebie byle jaką bluzę i szłam do jego pokoju, aby wymknąć się na świeże powietrze. Kiedy się budził, nie przychodził do mnie od razu. Najpierw cicho wymykał się z pokoju i schodził na dół, do kuchni, w której mama od świtu coś pichciła i robił mi kakao. Nienawidziłam go. Kakao było obrzydliwe, ale podane przez mojego brata nabierało słodkawego posmaku. Siedzieliśmy na dachu, aż do obiadu, rozmawiając, albo zwyczajnie licząc samochody pojawiające się na ulicy. Mieszkaliśmy w spokojnej okolicy, gdzie w niedzielę czas wydawał się stawać w miejscu. Rodziny spędzały dzień w domach, albo ogrodach, nie myśląc o pracy, polityce, albo szkole. My także zamykaliśmy się w naszym maleńkim, stworzonym z czterech osób świecie i odpoczywaliśmy od problemów dnia powszechnego. Nie byliśmy wzorowymi katolikami, nie odwiedzaliśmy często Kościoła, ale moja matka modliła się przed każdym posiłkiem i każdego wieczoru. Wiedziała, że nie zmusi nas do oddania się wierze, więc pielęgnowała ją w sobie, niczego nam nie narzucając. Pomimo, że byłam kłopotliwą osobą i załaziłam rodzicom za skórę, kochaliśmy się nawzajem i wydawało się, że oprócz małych problemów, wszystko już zawsze będzie tak dobrze.
  Aż pewnego dnia okazało się, że Kreig złożył podanie o przyjęcie na prestiżowy uniwersytet, który znajdował się w mieście, oddalonym od naszego domu o cztery tysiące kilometrów. Pamiętam, że kiedy mi o tym powiedział, widelec wypadł z dłoni matki i szybko ulotniła się do kuchni, pod pretekstem umycia go, aby nie musieć oglądać mojej reakcji. Ale, jak właściwie powinna zareagować młodsza siostra? Powinna się uśmiechnąć, uderzyć brata w ramie i powiedzieć półżartem ֦ Ty bydlaku, jak mogłeś to tak długo przede mną ukrywać? ֞, a później roześmiać się i mu pogratulować? Czy tak właśnie zrobiłam? Oczywiście, że nie. Byłam przerażona perspektywą spędzenia reszty życia bez mojego opiekuńczego, starszego braciszka. Był moją jedyną ostoją, jedyną osobą, której mogłam powiedzieć o wszystkim i nie czuć się jak wyrzutek, albo świr. Znał mnie od A do Z i ufałam mu bezgranicznie. Nie mogłam uwierzyć, ani zaufać nikomu innemu.
  Tamtej nocy płakałam po raz pierwszy, dokąd miałam sześć lat i złamałam nogę podczas jazdy na rowerze. Płakałam jak szczeniak, jak przerażone dziecko, jakby obrywali mnie ze skóry, ale robiłam to bezgłośnie. Wcisnęłam twarz w poduszkę i trwałam w tej pozycji tak długo, aż zaczęło mi brakować tlenu. Nie chciałam, aby ktokolwiek mnie usłyszał. Nie chciałam, aby Kreig dowiedział się, jak bardzo boli mnie jego decyzja, jak bardzo jestem przerażona i że całe moje życie legnie w gruzach, kiedy wyjedzie. To zabawne, prawda? Miłość rodzeństwa jest bezgraniczna i wieczna, to oczywiste, ale nigdy nie sądziłam, że może być tak obrzydliwie bolesna. Tamtego dnia pomyślałam, że skoro kochanie kogoś może tak bardzo boleć, to może lepiej jest nie czuć nic? Tak zrobiłam. Pozwoliłam Kreigowi wyjechać, osobiście spakowałam jego ulubione książki do osobnego pudła i zamknęłam za nim drzwi wozu ojca. Nie pojechałam odwieźć go na lotnisko, nie poprosiłam, aby zadzwonił, nawet nie zamrugałam. Zwyczajnie puściłam go wolno, wiedząc, że na pewno sobie poradzi. W przeciwieństwie do mnie ...
  Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Zaczęłam się uczyć, ponieważ ilość wolnego czasu mnie przytłaczała. Nie spotykałam się już z znajomymi, nie uciekałam z domu i nikt nie odbierał mnie z posterunku każdej soboty. Zwyczajnie zerwałam ze swoim starym życiem, bo wiedziałam, że powrót do niego byłby bezcelowy. Ukończyłam liceum z wyróżnieniem, co było największym szokiem dla kadry pedagogicznej, moich znajomych i rodziców. Kiedy przyjęto mnie na uniwersytet, w ułamku sekundy spakowałam wszystko, co posiadałam i opuściłam dom rodzinny, aby już nigdy do niego nie wrócić. Osiągnęłam sukces. Teraz stoję na szycie świata, jestem doceniania i dobrze opłacana, ale ... 
  Jest coś, co nie pozwala mi być z siebie dumną. Coś, co wypala mnie od środka i sprawia, że dławię się poczuciem winy. Coś bardzo maleńkiego, jak odłamek szkła, który utkwił między moimi wnętrznościami. Maleńki głosik z tyłu głowy, który od czasu, do czasu przebija się przez inne i daje mi do zrozumienia, że to co mam, niekoniecznie jest tym, czego naprawdę potrzebuję.
  W dniu, w którym mój brat wylatywał, aby rozpocząć nowe życie pogoda nas nie rozpieszczała. W telewizji ostrzegano przed wichurami, sztormami i burzami, a ludzie snuli przerażające wizje o nadchodzącej katastrofie. Na dworze było przeraźliwie zimno, a powietrze było ciężkie. Jakby niebo płakało nad wyjazdem Kreiga, a miasto rozpadało się na kawałeczki. Miałam wrażenie, że nadchodząca burza zrujnuje mnie do końca, połamie i skruszy i już nigdy nie zdołam się pozbierać. Bałam się, że bez Kreiga nie dam sobie rady z moim popapranym życiem. Tego popołudnia, zaraz po jego zniknięciu zapadłam w sen. Sen zawsze pozwalał mi uciec od szarej rzeczywistości, bolesnej prawdy, albo rozczarowania. Sen sprawiał, że cały popieprzony świat znikał i mogłam w końcu odpocząć.
  Tamtego dnia mój brat zginął w katastrofie lotniczej, razem z trzydziestką innych osób. 
Nie pożegnałam się z nim, jak należało. Nie powiedziałam, ze życzę mu szczęścia i spełnienia marzeń. Nie obiecałam, że go odwiedzę i że będę dzwoniła każdego dnia. Nie płakałam, nie próbowałam go przekonać, że wszystko jest dobrze. Dałam mu jasno do zrozumienia, że wyjeżdżając, traci mnie, raz na zawsze.  Pozwoliłam mu umrzeć, z myślą, że jego młodsza siostra go nienawidzi. 
  W gabinecie zapada cisza, podczas której ocieram łzy, które kapią po moich policzkach, odgarniam włosy z szyi i biorę kilka głębokich oddechów.
- Czasami poczucie winy, wyrzuty sumienia, powodowane są przez strach, przed wybaczeniem samemu sobie- mówi cicho Adbik, jakby wiedział, że jeśli odezwie się głośniej, prawdopodobnie rozkleję się jak małe dziecko, a żadne z nas tego nie chce.- Boisz się, że kiedy wybaczysz sobie ten błąd, Kreig zniknie z twojego życia, raz na zawsze. Boisz się, że zaprzestanie obwiniania się, będzie równoważne wyrzuceniu go ze swojego życia, prawda?- pyta, a ja zaciskam mocno szczęki. Nie odpowiadam. Nie odpowiadam, bo ma rację. Zrobił to, rozgryzł mnie.- To zrozumiałe, Mary- Lou. Czasami naprawdę ciężko jest się obudzić, z koszmaru, jakim są minione lata...

8 komentarzy:

  1. Łał. To było mocne. Strasznie mocne. Niesamowicie emocjonalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak miało być, cieszę się, że dałam radę .

      Usuń
    2. Poważnie. Wryło mnie w fotel na parę minut :D Ale teraz ochłonęłam już, mogę spojrzeń trzeźwym okiem. I odrobinkę przyczepiłabym się do dywizów, półpauz i podwójnych spacji (mam małe... okej, wielkie zboczenie na tym punkcie XD). Bo poza tym wszystko jest perfekcyjne, naprawdę czapki z głów ;)

      Usuń
    3. Co do tych dywiz, półpauz i reszty to jestem w tym laikiem, poważnie. Nigdy nie myślałam nad używaniem ich i może to rzeczywiście błąd, ale jakoś nie mogę się przełamać.

      Usuń
  2. Hej, hej!
    Czytałaś ,,Dziewczynę z pociągu"? Tak mi się od razu skojarzyło, ponieważ tam psycholog także nazywał się Abdik.
    Opowiadanie bardzo mi się podobało. Naprawdę. Trochę mi teraz smutno... I to jest dla ciebie na plus :) I ta końcówka. Naprawdę świetne opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam, stąd pomysł na opowiadanie i przyznam się, że jego nazwisko :) Dziękuję za opinię ;*

      Usuń
  3. Zgadzam się z dziewczynami. Świetne opowiadanie :)
    A teraz moje oceny:
    1. Język 8/10 (piszesz bardzo dobrze i podoba mi się)
    2. Pomysł 10/10 (jestem pod wrażeniem, moja szczęka leży gdzieś na ziemi :D)
    3. Ortografia i gramatyka 8/10 (mignęła mi jedna literówka, ale to bez znaczenia, bo całość wygląda nieźle)
    4. Prowadzenie akcji 10/10 (Szybko się czytało, wciągnęło mnie to opowiadanie)
    5. Długość: odpowiednia
    Subiektywna ocena: Bardzo mi się podobało. Wielkie wow!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się ze podołałam zadaniu :) Dziękuje za opinię ;*

      Usuń

Mia Land of Grafic