niedziela, 28 lutego 2016

Arcanum Felis - Dziesięć sekund szczęścia

Dziesięć sekund szczęścia

Udział w Igrzyskach Olimpijskich jest marzeniem każdego sportowca. Każdy z nas chce godnie reprezentować swoją ojczyznę i walczyć o medale. Lata wyczerpujących treningów mają nas przygotować do zawziętej rywalizacji o najwyższy stopień podium. Tu nie liczą się pot i łzy tylko zaangażowanie i determinacja. Jako mały chłopiec zawsze oglądałem igrzyska i kibicowałem naszym reprezentantom. Uwielbiałem tą adrenalinę i zawsze marzyłem żeby tu być. Teraz mam dwadzieścia dwa lata i jestem reprezentantem Finlandii w skokach narciarskich. Mój udział w olimpiadzie nie powinien być zaskoczeniem, ponieważ Finlandia słynie z dobrych skoczków, którzy wiele osiągnęli w tym sporcie. Mimo młodego wieku mam na swoim koncie kilka sukcesów, ale moi trenerzy, drużyna, sponsorzy i przede wszystkim rodzina liczą na medal olimpijski.
Trzy lata temu zacząłem odnosić pierwsze sukcesy. Jako debiutant w Pucharze Świata wygrałem turniej Czterech Skoczni i Mistrzostwa Świata w Lotach. Rok później zdobyłem Kryształową Kulę. Dziennikarze i trenerzy innych drużyn byli pod wielkim wrażeniem moich umiejętności. Krążyły słuchy, że kadra Finlandii ma w swoich szeregach prawdziwy talent. Cóż, osobiście uważam, że jestem dobrym sportowcem, ale do ideału mi daleko. Cały czas pracuję nad dobrą dyspozycją i poprawiam technikę, bo czasem niestety zdarzają się wpadki, o których wolałbym zapomnieć.
Ten sezon od początku układa się po mojej myśli. Jestem w czołowej dziesiątce Pucharu Świata. Do lidera tracę niecałe trzysta punktów. Nie lubię być drugi. Dla mnie drugie miejsce jest nic nie warte. Zawsze mierzę wysoko i robię wszystko aby osiągnąć zamierzony cel. Teraz moim celem jest złoty medal olimpijski. Tylko to się dla mnie liczy. Oczywiście trener powtarza, że każdy medal będzie sukcesem, ale wiem, że skrycie marzy o złocie tak samo jak ja. Jesteśmy do siebie tacy podobni: obaj chcemy osiągnąć jak najwięcej, jak najciężej pracując. Perfekcjoniści to nasze drugie imię. Mój trener nie należy do młodzieniaszków, ale dogadujemy się bez żadnego problemu. Rozumiemy się bez słów i zawsze potrafi pomóc jeśli coś mi nie wychodzi.
Szczerze mówiąc, stresuję się. Chciałbym, żeby się udało, ale wiem, że nie będzie łatwo. Gregor jest w świetnej formie i na pewno nie odpuści. On także chciałby pokazać się z jak najlepszej strony. Od początku sezonu rywalizujemy ze sobą. On wygrał jedenaście konkursów, a ja osiem. Jesteśmy w podobnym wieku i obaj chcemy być najlepsi. Mimo tego, że pochodzimy z różnych krajów, potrafimy się dogadać. Zawsze kiedy przyjeżdżam na zawody, rozmawiamy ze sobą jakbyśmy byli kolegami. Cóż, zawsze ciągnęło mnie do wygadanych ludzi, a Gregor taki jest — wiecznie uśmiechnięty i miły dla wszystkich. Trener ciągle powtarza, że nie powinienem się spoufalać z przeciwnikiem. Nic na to nie poradzę, że jego towarzystwo mi odpowiada. Chłopaki z mojej drużyny to sztywniaki i nie umieją się bawić. Mają dziwne poczucie humoru. Zawsze kiedy żartuję, oni przyjmują to z taką powagą jakby ktoś umarł, albo coś podobnego. Trener nie wie, że razem z Gregorem ustaliliśmy, że nie rozmawiamy o taktykach i innych rzeczach związanych z przygotowaniem do zawodów. To co się dzieje w teamie, tam pozostaje i nikt z zewnątrz nie ma prawa się o tym dowiedzieć.
Do Vancouver przyjechaliśmy trzy dni przed rozpoczęciem Igrzysk Olimpijskich. Zameldowaliśmy się w hotelu i tego samego dnia mieliśmy trening na siłowni. Trener uwielbia patrzyć jak umordowani wracamy do szatni, ledwo mogąc złapać powietrze. Zawsze daje nam niezły wycisk i ma przy tym wiele satysfakcji. Kiedyś też skakał, więc zna się na rzeczy. Kondycja i masa pozytywnej energii są w tym sporcie najważniejsze. Dwa dni przed oficjalnym otwarciem razem ze sztabem sprawdziliśmy kombinezony i sprzęt. Ostatnie chwile wolności poświęciliśmy na oglądanie telewizji i głupie, momentami chamskie żarty w męskim gronie.
To moja pierwsza olimpiada, dlatego bardzo się denerwowałem przed ceremonią rozpoczęcia. Chłopaki śmiali się ze mnie, że boję się tłumów i ciasnych pomieszczeń. Fakt, przebywanie w otoczeniu tylu sportowców może przyprawiać o klaustrofobię, ale ja na szczęście jej nie mam, przynajmniej tak mi się wydaje. W powietrzu wyczuwało się podniecenie i adrenalinę. Każdy z nas chciał zobaczyć stadion i moment zapalania znicza olimpijskiego. Byłem bardzo podminowany i musiałem odreagować, dlatego poszedłem na dwór, żeby pobiegać. Zawsze mnie to uspokajało. Kiedy biegałem, mogłem wszystko sobie poukładać w głowie i wyluzować. Zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem, że dopiero dziś przyleciała drużyna z Niemiec. To jedyna drużyna z którą nie mam zbyt dobrego kontaktu. Zawsze patrzą na wszystkich z góry i traktują jak ścierwo. Szczególnie nie lubię weteranów, którzy skaczą, bo każe im sponsor. Ostatnio kiedy wygrałem w Sapporo, Meiner nawet nie podał mi ręki, tylko popatrzył na mnie z pogardą. W sumie niezbyt się tym przejąłem, bo wtedy ważne było to, że wygrałem. Cieszyłem się, że Niemcy w tym sezonie nie są w najlepszej formie. Miałem cichą nadzieję, że będzie tak do końca sezonu.
Wieczorem całą drużyną udaliśmy się na ceremonię otwarcia. Ubraliśmy nasze narodowe stroje i oczekiwaliśmy na swoją kolej do wyjścia. Wyczuwało się podniecenie i ekscytację. Koledzy nagrywali głupie filmiki telefonami i aparatami. Mieliśmy przy tym niezły ubaw. W końcu przyszła nasza kolej i razem z reprezentacją Finlandii wyszliśmy na stadion. Pierwsze co zobaczyłem, to błysk milionów fleszy. Nie przypuszczałem, że tyle osób przyjdzie oglądać ceremonię. Owacjom i oklaskom nie było końca. Każdy z nas szedł dziarskim krokiem i pozdrawiał publiczność, która wiwatowała jak szalona. Kibice dają nam niezłego kopa i za to ich wielbię ponad wszystko. Gdyby nie oni, nic nie byłoby takie samo. Ustawiliśmy się na swoim miejscu i oczekiwaliśmy aż wszystkie reprezentacje wejdą na stadion. Nie mogłem się doczekać dalszej części ceremonii. Wiedziałem, że znicz zostanie zapalony na końcu, ale i tak nerwowo dreptałem w miejscu. Kiedy wszyscy weszli, wysłuchaliśmy przemówień i hymnu olimpijskiego. Poczułem się jak prawdziwy olimpijczyk. Gdy zobaczyłem flagę wiszącą na maszcie, z moich oczu popłynęły łzy. Zawsze chciałem reprezentować swój kraj i teraz moje marzenie się spełnia.
Nagle zgasło światło i ludzie zaczęli szeptać. Rozglądałem się nerwowo w poszukiwaniu znicza olimpijskiego, ale nigdzie nie było go widać. Znani medaliści olimpijscy wbiegli na stadion. Przekazywali sobie z ręki do ręki znicz olimpijski. Zbliżali się na środek głównej sceny, gdzie ni skąd, ni zowąd pojawił się wielki znicz olimpijski. Podeszli do niego z każdej strony i podpalili pochodnię. Ogień przemieszczał się po lodowych blokach i wreszcie rozjaśniał na szczycie, tworząc wielkie ogniste gniazdo. Widok zapierał dech w piersiach. Ludzie wiwatowali i krzyczeli. Zrobiliśmy sobie kilka zdjęć na tle znicza olimpijskiego. Wszyscy w dobrych humorach wróciliśmy do hotelu.
Następnego dnia mieliśmy pierwszy trening na skoczni. Pierwszy skok nie należał do udanych, ale nie przejmowałem się tym. Drugi był o niebo lepszy i dodał mi wiele pozytywnej energii. Chłopakom z drużyny poszło trochę gorzej, ale i tak cieszyli się, że tu są. Po treningu śledziliśmy relację z pierwszego dnia igrzysk. Reprezentantom Finlandii szło tak sobie, no ale mieliśmy nadzieję, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej.
Dwa dni później odbywały się kwalifikacje do konkursu na małej skoczni. Nie musiałem się kwalifikować, ale i tak skakałem, żeby zaprzyjaźnić się z obiektem. Spisałem się całkiem nieźle — 102 metry to bardzo dobry wynik. Cieszyłem się, że chłopaki z mojej drużyny weszli do konkursu bez żadnych problemów. Z wielką satysfakcją oglądałem zawiedzione miny Niemców, którzy ledwo przebrnęli przez kwalifikacje. Oczywiście patrzyli na nas z góry, ale w tym momencie nie miało to dla nas żadnego znaczenia.
Nadszedł dzień konkursu. Od rana byłem zdenerwowany i nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Trener próbował mnie uspokoić, ale bezskutecznie. Nawet głupie żarty chłopaków nic nie dały. Postanowiłem zadzwonić do rodziny. Rozmowy z tatą zawsze podnosiły mnie na duchu. Tak było i tym razem. Tata powiedział, że wszyscy trzymają za mnie kciuki i wierzą, że zdobędę złoto. Żałowałem, że nie mogą być tu ze mną, ale sama świadomość, że o mnie myśleli, dodawała mi sił do walki. Trochę spokojniejszy poszedłem na obiad, a potem spędziłem trochę czasu z chłopakami. Czułem, że będzie dobrze.
Wybiła godzina zero. Konkurs rozpoczęty, a ja wraz z innymi zawodnikami jechałem wyciągiem na górę. W myślach powtarzałem sobie słowa mojego ojca Będzie dobrze. Na pewno dasz radę! Do nikogo się nie odzywałem, tylko w ciszy wszedłem do gniazda i oczekiwałem na swoją kolej. Kątem oka oglądałem konkurs na telewizorze. Uśmiechałem się pod nosem, widząc popisy naszych ulubionych skoczków z Niemiec, a raczej ich porażkę. Nic na to nie poradzę, że działają mi na nerwy. Wielkim zaskoczeniem było wysokie miejsce mojego kolegi z pokoju. Janne był młodym zawodnikiem i nikt nie przypuszczał, że pokaże się z tak dobrej strony. Pierwsze miejsce po skokach trzydziestu zawodników robiło duże wrażenie. Pokiwałem z uznaniem głową i dotarło do mnie, że niedługo moja kolej i muszę się zbierać do wyjścia. Zapiąłem kombinezon i buty, założyłem plastron z numerem 49, kask i gogle. Powoli wyszedłem na zewnątrz i oczekiwałem na swoją kolej. Zawodnicy nerwowo dreptali w miejscu, albo wędrowali po schodach. Nagle ktoś uderzył mnie lekko w ramię. Odwróciłem się i zobaczyłem Gregora. Uśmiechnął się do mnie i powiedział krótkie „Powodzenia”. Skinąłem głową i odwzajemniłem uśmiech. Konkurs przebiegał bardzo sprawnie. Została ostatnia dziesiątka Pucharu Świata. Zamknąłem oczy i próbowałem się zrelaksować. To moja chwila. Muszę dać z siebie wszystko. Skoczę i wygram. Odetchnąłem głęboko parę razy. Pomogło, ale nadal buzowała we mnie adrenalina.
Nadeszła moja kolej. Zapiąłem narty i sprawdziłem wiązania. Wszystko było w porządku. Zobaczyłem żółte światło i usiadłem na belce. Poprawiłem gogle i znowu odetchnąłem. Oczekiwałem na zielone światełko. Jest. No to jedziemy. Odepchnąłem się od belki i rozpędziłem go granic możliwości. Kiedy zobaczyłem próg, wybiłem się z całych sił i szybowałem wysoko nad zeskokiem. Korygowałem tor lotu na tyle ile umiałem. Wiatr pod narty pozwolił mi na daleki lot. Wylądowałem pięknie akcentując telemark. Znacznie przekroczyłem zieloną linię, więc z uśmiechem zatrzymałem się przy bandzie. Oczekiwałem na pomiar odległości i noty. 105 metrów i trzy dwudziestki! W tym momencie byłem w siódmym niebie. Jestem pierwszy z dużą przewagą nad rywalami. Komentatorzy mówili, że to nokaut. Byłem ciekawy jak skoczy Gregor. Stanąłem przy bandzie i patrzyłem. Miałem cichą nadzieję, że mnie nie wyprzedzi. Oglądałem jego skok na telebimie. Wyglądało na to, że skoczył mniej niż ja. Machnął ręką ze zdenerwowania, kiedy zatrzymał się koło mnie. 102 metry i podobne noty do moich. Gregor wskoczył na drugie miejsce. Uśmiechnięty uścisnął mi rękę i ramię w ramię przeszliśmy do ludzi z naszych sztabów szkoleniowych. Przejrzałem jeszcze wyniki końcowe pierwszej serii: z fińskiej drużyny awansowało czterech zawodników oprócz mnie! To chyba nasze najlepsze zawody w tym sezonie. Z uśmiechem na ustach doszedłem do trenera, który pogratulował mi pierwszej serii i zacierał ręce na drugą. Ten człowiek jest po prostu fenomenalny. Niby mówi, że kolor medalu nie jest ważny, ale widzę te iskierki w oczach. On też tego chce. Też chce mojego zwycięstwa. Nie rozmawialiśmy długo, bo zostało tylko piętnaście minut do rozpoczęcia drugiej serii.
Kolejny raz jechałem wyciągiem na górę. Nadal z nikim nie rozmawiałem, tylko wymieniałem porozumiewawcze spojrzenia z Gregorem. Życzyłem powodzenia Janne, który po pierwszej serii zajmował piętnaste miejsce. Oglądałem jego skok na telewizorze. Znowu wszystkich zaskoczył i skoczył daleko. Z radości zacząłem bić mu brawo, co spowodowało, że inni skoczkowie zaczęli się śmiać. Niedługo moja kolej. Przygotowałem się do wyjścia i razem z Gregorem wyszliśmy na zewnątrz. Tym razem to ja życzyłem mu powodzenia. Uśmiechnął się miło i zszedł na dół. Odetchnąłem głęboko i zrobiłem to samo. Oczekiwałem na swoją kolej, ale nie interesowały mnie wyniki moich rywali. Musiałem się skupić na swoim skoku.
Gregor skoczył, a po nim miałem być ja. Techniczny szepnął mi do ucha, że Austriak jest pierwszy, ale skoczył bliżej niż w pierwszej serii. Skinąłem głową i oczekiwałem na żółte światło. Kiedy się pojawiło usiadłem na belce. Ostatni raz sprawdziłem wiązania i ruszyłem, gdy zaświeciło się zielone światło. Rozpędziłem się i wysoko wybiłem w powietrze. Wiatr nie przeszkadzał, tylko pomagał. Czułem jak niesie mnie daleko poza rozmiar skoczni. Zacisnąłem ręce w geście triumfu. Rekord skoczni na olimpiadzie! Kto by się tego spodziewał? Patrzyłem na tablicę z wynikami i nie wierzyłem w swoje szczęście: 109 metrów i same dwudziestki. Wygrałem. Jestem Mistrzem Olimpijskim! Nie zdążyłem nawet krzyknąć z radości, bo chłopaki na mnie wpadli i zaczęli mi gratulować. Podskakiwali do góry, a ja razem z nimi. Nagle podszedł do nas Gregor i po prostu mnie uścisnął. Pogratulował mi zwycięstwa, a ja jemu srebrnego medalu. Trzecie miejsce zajął Japończyk Daiki Kasai. Podziwiam go, bo pomimo wieku nadal jest w świetnej formie. Kibice klaskali i wiwatowali. Szczęśliwy podszedłem do swojej ekipy i przyjąłem gratulacje. Udzieliłem przy okazji wywiadu dla lokalnej telewizji. Parę minut później odbyła się dekoracja kwiatami. Czułem się fantastycznie, ale wiedziałem, że prawdziwe emocje dopiero przede mną. Po dekoracji zobaczyłem trenera, który uśmiechał się od ucha do ucha. Podszedł do mnie i mi pogratulował. Widziałem dumę w jego oczach. Nie tylko ja pokazałem się z dobrej strony. Chłopaki z reprezentacji zajęli wysokie miejsca w konkursie, dlatego mieliśmy wiele powodów do radości. We wspaniałych nastrojach pojechaliśmy do hotelu i wtedy zadzwoniłem do rodziny. Wzruszyłem się, kiedy usłyszałem ich wiwaty i radość. Trochę żałowałem, że nie ma ich tu ze mną, no ale wiedziałem, że na pewno będą oglądać ceremonię medalową w telewizji. Do końca dnia udzielałem wywiadów i odebrałem kilkanaście telefonów z gratulacjami.
Następnego dnia odbyła się ceremonia medalowa. Założyłem strój reprezentacji i razem z trenerem i chłopakami, którzy chcieli tą chwilę uwiecznić na zdjęciach, pojechaliśmy na stadion. Emocje po wczorajszym dniu trochę opadły, ale nadal byłem przepełniony pozytywną energią. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, byłem trochę zdenerwowany, sam nie wiem dlaczego. Trener i chłopaki zostali na widowni a ja poszedłem na wyznaczone miejsce. Ustawiono mnie pośrodku Gregora i Daiki. Chłopaki uśmiechali się do mnie. Dodało mi to trochę otuchy. Nagle usłyszeliśmy gong i ceremonia się rozpoczęła. Szliśmy w korowodzie aż do miejsca, gdzie znajdowało się podium. Ustawiliśmy się w odpowiednich miejscach. Najpierw komentator powitał osoby, które miały wręczać medale, a potem nas trzech i zgromadzoną publiczność. Pierwszy na podium wszedł Daiki. Dostał wielkie brawa i oczywiście upragniony brązowy medal. Po nim nadeszła kolej na Gregora. Widziałem, że udaje swoją radość, bo liczył na złoto. Gdybym był na jego miejscu, też bym tak się zachował. Gdy komentator wymówił moje imię i nazwisko z wielką radością wskoczyłem na najwyższy stopień podium. Wiwatom i oklaskom nie było końca. Pozdrawiałem publiczność i uśmiechałem się szeroko. Kiedy jeden z olimpijczyków nałożył mi na szyję złoty medal, w moich oczach pojawiły się łzy szczęścia, ale stłumiłem płacz. Teraz trzeba się cieszyć, a nie płakać. Obejrzałem medal z każdej strony, ale nadal nie mogłem uwierzyć, że jest mój.
Chwilę później komentator poprosił wszystkich o ciszę. Nadszedł czas na wysłuchanie hymnu mojej ojczyzny. Zdjąłem czapkę i spojrzałem na maszt, na którym wisiała flaga Finlandii. Kiedy zagrano pierwsze takty zamknąłem oczy i przypomniałem sobie mój skok po złoty medal. Mając dwadzieścia dwa lata zostałem Mistrzem Olimpijskim. Uśmiechnąłem się lekko i otworzyłem oczy. Flaga Finlandii wisiała na samym szczycie, a ja byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. To była moja chwila. To było moje dziesięć sekund szczęścia.

_______

Witajcie :) Pewnie dziwi Was tematyka mojego opowiadania, więc od razu wyjaśniam: uwielbiam skoki narciarskie. Oglądam każdy konkurs i nie ukrywam, sprawia mi to ogromną frajdę. Z tego opowiadania jestem mega zadowolona. Miałam momenty zwątpienia, ale na szczęście wena się pojawiła i powstało to co widzicie :) Zbieżność nazwisk i imion jest przypadkowa.
Zapraszam do oceniania wg schematu podanego w zakładce "Ocena Czytelników"

2 komentarze:

  1. 1. Język: 8 – Powiedziałabym, że jest prosty, ale to raczej dobrze, bo to nie jest zbyt fajnie, kiedy ktoś się wysila na kosmicznie wyszukane słownictwo. Prosty język, zwłaszcza w opowiadaniu o takiej tematyce, jest mocno pożądany. Lekko i przyjemnie się to czyta ;)
    2. Pomysł: zdecydowanie 10! Przede wszystkim nigdy nie spotkałam się z opowiadaniem o skoczkach narciarskich. I chociaż temat średnio mnie kręcił, to zaczęłam czytać i nie wiem kiedy dotarłam do końca.
    3. Ortografia i gramatyka: 9. Pamiętam, jak czytałam początki Twoich tłumaczeń – tam z interpunkcją bywało różnie, a teraz jest, na moje oko, bezbłędnie. Poczyniłaś tak przeogromny progres, że masz ode mnie owacje na stojąco ;)
    Przyczepiłabym się tylko do słówka „patrzyć”, bo chociaż zarówno ta forma, jak i „patrzeć” są poprawne, to jakoś tak to „y” strasznie razi mnie w oczy, ale to moja bardzo subiektywna opinia. Jeszcze czepię się „owacji i oklasków”, ponieważ owacje to „wyrażenie zbiorowego uznania przez tłum poprzez okrzyki, oklaski”, w związku z czym troszkę masło maślane. Ja bym to zastąpiła na przykład „krzykami i oklaskami”. Tak naprawdę to czepiam się trochę na siłę, bo te dwie rzeczy to jedyne, których mogę się czepić, bo wszystko poza tym jest baaardzo, bardzo dobrze ;)
    4. Poprowadzenie akcji: 7, ponieważ akcja nie jest jakaś porywająca ani zaskakująca, ale bardzo podoba mi się sposób, w jaki przedstawiłaś proste, prawdziwe emocje.
    5. Długość opowiadania jest bardzo odpowiednia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ocenę :)
      Fakt ostatnio skupiłam się na interpunkcji i fajnie, że Ci się podobało :)

      Usuń

Mia Land of Grafic