sobota, 27 lutego 2016

Dziesięć sekund szczęścia - Dora

 ˛˛ Dziesięć sekund szczęścia ʼʼ
Poznałem ją, kiedy oboje mieliśmy po siedem lat. Nasze mamy wysłały nas do jednej szkoły podstawowej, jednej klasy. Nienawidziłem jej, z całego serca. Dzieci już tak mają, albo kogoś kochają, albo nienawidzą i nie muszą mieć ku temu poważnych powodów. Ona także nienawidziła mnie. Kłóciliśmy się o wszystko. Od puzzli, przez to, kto wygrał w grę planszową, po ilość możliwych trafień w rzutki. Ścigaliśmy się zawsze, nieustannie, zacięcie. Ja chciałem czytać lepiej i więcej, a ona chciała biegać szybciej. Jak tak na to spojrzę, z perspektywy czasu, ta nasza nienawiść wyciągała z nas wszystko, co najlepsze. Ja byłem dobrym uczniem, ona uprawiała sport, a to wszystko, aby udowodnić sobie nawzajem, kto jest lepszy.
  Kiedy miałem dziesięć lat, rodzice oznajmili, że przeprowadzamy się kilka ulic dalej, do mniejszego i tańszego domu, ponieważ matka straciła pracę i będziemy mieli mniej pieniędzy. Nie martwiłem się. W końcu zostawaliśmy w tym samym mieście. Denerwować zacząłem się, kiedy okazało się, że moją nową sąsiadką jest właśnie ONA. Mieszkała naprzeciwko. Dzieliły nas cztery metry jezdni i dwa chodniki, nie licząc ogródków przed naszymi domami. Nasi rodzice zaczęli się przyjaźnić, więc często odwiedzałem jej dom, a ona mój. Wspólnie jeździliśmy do szkoły i jadaliśmy obiady. Nawet nowe rowery dostaliśmy w tym samym czasie. Pamiętam, że ona dostała lepszy, a raczej tak mi się wtedy wydawało. Kolejnego dnia, kiedy rodzice oświadczyli, że jesteśmy na tyle duzi, aby pojechać do szkoły rowerami, spuściłem z jej kół powietrze. Nigdy nie zapomnę, jak jej pięść wylądowała na mojej twarzy, łamiąc mi nos. Pół dnia spędziliśmy w szpitalu. Ja byłem opatrywany i badany, a ona musiała udawać, że jej przykro. Był to punkt zapalny naszej długoletniej przyjaźni. Oboje zakopaliśmy topór wojenny i postanowiliśmy połączyć siły.
    Spotykaliśmy się każdego dnia, razem jeździliśmy do szkoły, spędzaliśmy wspólnie przerwy, chodziliśmy na wagary, wracaliśmy do domu, jadaliśmy obiady na zmianę- raz u mnie, raz u niej- i zwykle nie rozstawaliśmy się, choćby na chwilę. Kiedy mieliśmy już po kilkanaście lat, zmieniły się nasze sposoby na nudę. Po zjedzonym obiedzie zwykle wychodziliśmy do miasta, aby spotkać się ze wspólnymi znajomymi. Imprezowaliśmy, piliśmy alkohol i kryliśmy się nawzajem. Kiedy mieliśmy szlaban, oboje siadaliśmy w oknach swoich pokoi i rozmawialiśmy przez telefon. Wydawało nam się, że do szczęścia potrzeba nam jedynie stałego kontaktu. Do czasu. Pewnego dnia zadzwoniła i oznajmiła:
 ̶  Idę na randkę!
Pamiętam, jak piszczała do słuchawki. Patrzyłem przy zgaszonym świetle, jak skacze po pokoju, wybiera odpowiedni strój i wsłuchiwałem się w potok słów, który z  siebie wylewała. Była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, a ja najbardziej obrzydliwym, żałosnym dupkiem, jakiego znała, bo wcale się nie cieszyłem. Nie dałem jednak tego po sobie poznać. Osobiście odwiozłem ją na miejsce. Pamiętam, jak siedząc przy biurku, późnym wieczorem, obserwowałem wejście do jej domu. Kiedy oboje się tam pojawili i pocałowała go na pożegnanie, omal nie zwymiotowałem ze zdenerwowania.
    Moje dziesięć sekund szczęścia miało miejsce, w dniu naszego pożegnania. Ona zostawała w mieście, aby pomóc mamie w prowadzeniu restauracji, a ja wylatywałem na studia do Londynu.
̶  Jesteś pewna, że nie powinienem odłożyć tego, jeszcze o kilka dni?  ̶  zapytałem, kiedy zmierzaliśmy w stronę odprawy. Zerkneła na mnie, jakbym był skończonym idiotą i gorzko się zaśmiała.
̶  Im szybciej się ciebie pozbędę, tym lepiej  ̶  oznajmiła, a ja dałem jej kuksańca w bok, cicho się śmiejąc. Zatrzymałem się obok niej i zerknąłem na nią z góry, biorąc głęboki wdech.  ̶ Byłeś wrzodem na moim tyłku, przez dwanaście lat  ̶  powiedziała, szeroko się przy tym uśmiechając, a ja spiorunowałem ją wzrokiem, udając, że się złoszczę.  ̶  Czas, żebym odetchnęła, prawda?
̶  Prawda. W końcu będziesz mogła ponosić odpowiedzialność za swoje pijackie wygłupy, bo zwykle to ja brałem je na siebie  ̶  odpowiedziałem, a ona uderzyła mnie w brzuch. Oboje zawyliśmy ze śmiechu, po czym spoważnieliśmy.
̶  Uważaj na siebie, dobrze?
̶  Ty też  ̶  szepnąłem, czując jak ogromna gula wyrasta w moim gardle i sprawia, że mój głos brzmi żałośnie.  ̶  No już, chodź tutaj.
Przytulałem ją tak, jakbyśmy mieli nigdy się więcej nie spotkać. Jakby to było nasze pożegnanie. Jakby nigdy miała mnie nie odwiedzić. Bałem się, że to prawda. Że to nasz koniec.
̶  Pisz do mnie..
̶  I wysyłaj mi kartki świąteczne, ze zdjęciami. Nie zapomnij.
̶  Nawet jeśli to będą zdjęcia z super modelem, z którym planuję się spotykać?
̶  Nawet wtedy  ̶  zaśmiałem się, patrząc jak jej oczy szklą się od łez. Widziałem, że ta chwila wiele ją kosztuje, sam czułem się obrzydliwie.  ̶  Zadzwonię, jak będę na miejscu  ̶  obiecałem, przelotnie gładząc jej policzek.
̶  Tak  ̶  przytaknęła cicho, kiedy wyjmowałem bilet z plecaka.
̶  Na razie, mała  ̶  szepnąłem, całując ją w czoło i szybko się wycofałem. Szedłem jak na skazanie. No bo jak można zwyczajnie odejść, kiedy za plecami stoi prawdopodobnie największa miłość twojego życia? Wiedziała o mnie wszystko, znała mnie na wylot i mimo to akceptowała. Ona jedna wiedziała, jak mnie rozśmieszyć, jak się do mnie zwracać, co mnie denerwowało, a co nie. To ja byłem jej ostoją, pomagałem jej, kiedy świat walił jej się na głowę. A teraz ją zostawiałem...
    Poczułem, jak łapie mnie za łokieć, odwróciłem się, a ona bez zastanowienia wspięła się na palce i obejmując mnie za szyję, ucałowała moje usta. Po dwunastu latach użerania się z jej obślizgłymi facetami i udawania, że w ogóle mnie nie pociąga, dostałem to, czego tak naprawdę pragnąłem.
̶  Kocham cię, nie zapomnij o mnie  ̶  mruknęła, przez łzy, po czym szybko odeszła i już jej nie było. Nasz pierwszy pocałunek okazał się być dziesięcioma sekundami szczęścia, tuż przed długim, bolesnym rozstaniem.

1 komentarz:

  1. 1. Język 7/10 (Zauważyłam drobne błędy stylistyczne, ale nie będę ich wymieniać, ogólnie jest w porządku)
    2. Pomysł 8/10 (Podobało mi się, momentami było słodko i zabawnie)
    3. Ortografia i gramatyka 8/10 (Czasem brakowało przecinka powinnam się czepiać o dywizy i półpauzy ale przemilczę to :D)
    4. Prowadzenie akcji 10/10 (Pisanie w pierwszej osobie chyba wszystkim wychodzi na plus. Szybko się czytało)
    5. Długość: odpowiednia
    Subiektywna ocena: Podobało mi się. Więcej takich proszę :)

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic