5 listopada 2009 r.
– To tutaj? – spytała Macia Snow, wpatrując się w ponury
budynek za szybami samochodu. Niepomalowany, w niektórych miejscach odpadały
cegły, a w oknach kraty. Sprawiał wrażenie opuszczonego, nikt nie wyglądał
zaciekawiony przez szybę, na podwórzu nie było żywej duszy. Tylko psy ujadały
na łańcuchach, gotowe do pościgu, gdyby komukolwiek przyszła na myśl ucieczka.
Stary dwór rodziny Weishauptów, w którym mieścił się teraz Szpital
Psychiatryczny im. Alberta Maslowa, lata swej świetlności miał już dawno za
sobą. Zegar na wieży przyłączonej do budynku
wybił osiemnastą.
Marcia ocknęła się z
zamyślenia, przenosząc wzrok na zachodzące słońce. Nawet jego ciepły blask
niczego nie zmieniał, dworek wciąż pozostawał upiorny. Niedługo będzie ciemno,
a w ciemności łatwiej ukryć dowody. Wybrała sobie beznadziejny czas na
śledztwo.
– Aż ciężko uwierzyć, że ludzie mają leczyć swoje zdrowie
psychiczne w takim miejscu – odpowiedzi Gilberta towarzyszył szelest kartek.
Znów przegląda akty sprawy, cholerny perfekcjonista. Najchętniej wkułby to
wszystko na pamięć. Przewraca stronę, odgarniając z oczu czarną grzywkę.
Wzdycha ciężko, zatrzaskując teczkę.
– Tu nic więcej nie ma. Pora porozmawiać z dyrektorem –
mężczyzna nie miał najmniejszej ochoty wchodzić do tego budynku. Lecz praca to
praca, dostajesz zadanie - trzeba je wykonać. Tym bardziej, że liczba
zaginionych wciąż wzrasta.
– W porządku – mruknęła Marcia, wysiadając z samochodu i
sprawdzając swoje wyposażanie. Pistolet jest, sztylet ukryty w bucie, mikrofon
w kolczyku włączony. Wszystko na swoim miejscu. Kątem oka spojrzała na
Gilberta, zaciągającego się papierosem. Nigdy nie lubiła tego nawyku, zapach
mógł zdradzić ich położenie. Kiedyś mu to wytknie, ale nie teraz. W tej
sytuacji nie zamierzali się ukrywać, tylko wejść z nakazem przeszukania i
porozmawiać z dyrektorem placówki.
Paru agentów FBI już
odwiedzało to miejsce. W ciągu ostatnich pięciu miesięcy zaginęło sporo ludzi,
dziwnym trafem wszyscy niedawno ukończyli leczenie w tym szpitalu
psychiatrycznym. Rodziny nie miały pojęcia, co się stało, krewni wydawali się
inni, ale zdrowi, gdy wracali z terapii. Cóż z tego, skoro większość znikała po
kilku dniach? Ślady prowadziły więc do tego budynku, lecz w środku nie było
żadnych wskazówek. Z raportów wynikało tylko, że dyrektor placówki był dziwny, ale
niekarany. Agencja nic na nich nie miała. A ciał dotąd nie odnaleziono.
– Agent Fernandes i agentka Snow, FBI – mruknął Gilbert,
machając odznaką przed oczami strażnika. Czarny kapelusz z rondem i ciemny
płaszcz były jego tarczą, z którą się nigdy nie rozstawał. Onieśmielały i
sprawiały, że nawet przestępcy próbowali zachować dystans i uniknąć
przeszywającego wzroku granatowych tęczówek.
– Mieliśmy umówione spotkanie z Aratielem Mendez –
wyjaśniła Marcia, wysuwając się przed wspólnika. Zmierzyła strażnika wzrokiem.
Przez chwilę na jego twarzy była widoczna dezorientacja, ale chwilę później
pojawił się uśmiech. Zdecydowanie zbyt szeroki. Brązowe oczy lśniły, miała
wrażenie, że widziała w ich ogień.
– Ależ oczywiście. Pan dyrektor państwa oczekuje. Życzymy
miłego pobytu w naszej placówce – ukłonił się szyderczo, otwierając wielką
bramę. Wykonana z brązu zdawała się stanowić część muru, który otaczał szpital.
Bez odpowiedniego sprzętu nie do pokonania.
Przekroczyła próg,
rozglądając się uważnie dookoła. Drzewa pozbawione liści wytyczały ścieżkę do
głównego wejścia, po prawej stronie stały dwa samochody z nazwą szpitala.
Wszystko miało barwę szarości, zlewało się ze sobą, wprawiało w otumanienie i
zaniepokojenie. Atmosfera z pewnością nieodpowiednia, jeśli chciałeś leczyć
ludzi chorych psychicznie.
– Nie podoba mi się tutaj. Trzeba było umówić się na inną
godzinę – mruknął cicho Gilbert. Jego ręka automatycznie powędrowała do
kieszeni płaszcza, w której trzymał swój ukochany pistolet.
– Próbowałam, ale dyrektor powiedział, że tylko teraz ma
chwilę. Nie mieliśmy czasu, aby prosić o pozwolenie na przesłuchanie z góry.
Rozmowa musi wystarczyć – odpowiedziała kobieta, pukając do ciężkich, żelaznych
drzwi. Kiedyś były ozdobione historią rodu założycielskiego, lecz rdza
przeżarła metal i nic nie było widać.
Wrota otworzyły się z
przeraźliwym skrzypieniem, zza nich wyłoniła się postać niskiej kobiety ubranej
w strój pielęgniarki. Z lewej kieszeni fartucha wystawał paralizator.
Oczy Marcii zmrużyły się,
gdy jej wzrok zatrzymał się na czerwonych plamach, widocznych na niegdyś białym
materiale.
– Czy to krew? Jak
to pani wytłumaczy? – ostry głos przeciął powietrze. Pielęgniarka tylko się
uśmiechnęła, pokazując braki w uzębieniu.
– Pacjent miał mały napad. Postanowił się zadźgać nożem,
udało mu się zranić w brzuch, zdążyłam w ostatniej chwili.
– W takim razie dlaczego nie widzę tutaj innych
pracowników, którzy pomagaliby pani z tą raną? Rana brzuszna jest bardzo
poważna, jedna osoba sobie nie poradzi. Gdzie są inni? Dlaczego nie słyszę
głosów?
– Och, to było przed godziną. Przenieśliśmy biedaka do
podziemia. Nasz chirurg go zszywa. Po prostu nie zdążyłam się przebrać. Agentka
spojrzał na nią nieufnie. Starsza kobieta wciąż uśmiechała się niewinnie, co sprawiało,
że przypominała czarownicę z kreskówek, które w dzieciństwie oglądała dziewczyna.
– Krew chorego na ubraniu jest niezgodna z przepisami BHP
– mruknął Gilbert, przechodząc obok kobiety i rozglądając się po holu.
Pomalowane na biało ściany, odpadająca farba, drewniane krzesła. Wyraz nędzy i
rozpaczy. Po prawej stronie znajdowały się lepiej zadbane drzwi z napisem
,,Dyrektor”. Mężczyzna podszedł do nich i otworzył bez pukania. Marcia
przepchnęła się obok pielęgniarki i podbiegła do partnera. Jeśli chcieli
zachować pozory kulturalnej rozmowy, nie powinni wchodzić bez zaproszenia. Na
przesłuchanie nie mieli pozwolenia.
Gabinet był pusty. W
powietrzu unosił się kurz, mnóstwo pyłu osiadło na jasnych meblach. Nie
korzystano często z tego pomieszczenia, choć ktoś starał się to ukryć,
stawiając na blacie biurka filiżanki i dzbanek. Przed nim stały dwa niewygodnie
krzesła. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem przy wtórze chichotu pielęgniarki.
Marcia przyrzekła sobie, że gdy będzie wychodzić, zamorduje kobietę wzrokiem.
– Panie Mendez! Tu FBI, chcieliśmy porozmawiać! –
krzyknęła, kładąc dłoń na kaburze z bronią. Tak na wszelki wypadek.
– Witam, witam – rozległ się głos tuż przy jej uchu.
Odwróciła się momentalnie, odbezpieczając broń. Stojący przed nią mężczyzna
zachichotał. Według akt miał trzydzieści osiem lat, lecz trudno było określić,
czy to prawda. Pasma szarych włosów spływały do bioder, gęsta grzywka
zasłaniała górną połowę twarzy, szeroki uśmiech przerażał. Dyrektor był ubrany
w szary płaszcz i czarny cylinder. Cały w kurzu i pyle.
– Popatrz, Gilbercie. Ktoś próbuje zabrać ci twój styl –
zażartowała, starając się rozładować napięcie, które krążyło jej w żyłach.
Czarnowłosy spiorunował ją wzrokiem, poprawiając kapelusz.
– Pan Aratiel Mendez? – spytał obrażony. – Mamy kilka
pytań.
– Ach, siadajcie, siadajcie – zawołał śpiewnie mężczyzna,
odsuwając krzesła i popychając na nie agentów, zanim zdążyli zaprotestować. Sam
wskoczył na swój obrotowy fotel i okręcił się na nim parę razy, zanim położył
łokcie na biurku, złączył ręce i oparł na nich głowę. Marcia zauważyła czarne
paznokcie.
– Pytajcie, kochani, pytajcie – wyszczerzył się jeszcze
bardziej. Marcia czuła się nieswojo. Zwykle widziała oczy swoich rozmówców, była
mistrzem wyczytywania z nich emocji. A tutaj nie miała takiej możliwości.
– Jest pan już wprowadzony w sprawę. Od pięciu miesięcy
giną ludzie. Tak się składa, że większość z ofiar to pańscy byli pacjenci. Gdy
wracali do domu, nie przypominali już dawnych siebie. A potem znikali. Różni
ludzie, z różnych części świata. Wszyscy leczyli się w tym budynku. Co pan na
to?
– Moja droga, ja nic nie zrobiłem. Jestem tylko demonem
karmiącym się cudzym szaleństwem – zachichotał, podnosząc wieczko dzbanka.
Obłok pary wodnej uderzył go w twarz. – Herbatki?
– Nie, dziękujemy. Czy ma pan tu jakieś papiery, które
potwierdziłyby pańskie
zdrowie psychiczne?
To wariat, tego Marcia była
pewna. W takich sytuacjach nawet winni zachowują powagę. Mendez wyglądał, jakby
nie zdawał sobie sprawę z problemu, w którym tkwił. Jak dostał pozwolenie na
prowadzenie szpitalu psychiatrycznego? Że niby wariat wariata zrozumie? Nie
mógł być sprawcą zaginięć, do tego potrzeba było wielkiego sprytu i niezwykłego
umysłu, którego ten człowiek nie posiadał.
Dyrektor otworzył usta, aby
odpowiedzieć, ale przewał mu dzwonek telefonu.
– Przepraszam, muszę odebrać – mruknęła, widząc numer
szefa na wyświetlaczu.
Gilbert włączył słuchawkę
bezprzewodową, nie spuszczając wzroku z Mendeza. Będzie słyszał każde słowo,
mogąc obserwować podejrzanego.
– Tak, szefie?
– Snow, Fernandes, zabierajcie się stamtąd. Natychmiast.
Nie ważne, co teraz robicie. – Co się stało?
– Richwood, Jonson i Ramirez wybrali się do tego
psychiatryka przed wami, jakiś tydzień temu. To dzięki nim mamy jakiekolwiek
informacje o nim. Rozmawiali z dyrektorem, przeszukali budynek, nic nie
znaleźli. Ale wrócili jacyś dziwni. A teraz ich znaleźliśmy – przerwał na
chwilę, chcąc się uspokoić.
– Szefie? – spytała niepewnie. Uśmiech na twarzy Mendeza
wciąż się poszerzał.
– Jonson i Ramirez pozabijali się nawzajem. Richwood
popełniła samobójstwo. Coś jest nie tak. Natychmiast wracajcie. Zanim będzie za
późno.
Rozłączyła się, zrywając z
krzesła. Gilbert wyciągnął pistolet, odbezpieczając go.
– My się już będziemy zbierać, panie Mendez. Dziękujemy
za rozmowę – rzuciła, powoli wycofując się do drzwi.
– Och, na pewno nie chcecie zostać? – dyrektor podniósł
się zwinnie, pojawiając się kilka centymetrów przed lufą Gilberta. Agent
otworzył usta, gdy rozległ się kobiecy krzyk. Spojrzał niepewnie na Marcie.
Kobieta zaklęła, wyciągając broń i mierząc w siwowłosego.
– Gilbert, sprawdź to! Ja go przypilnuję.
Nie trzeba było mu tego dwa
razy powtarzać. Wypadł z gabinetu, drzwi walnęły o futrynę. Marcia spojrzała za
nim z niepokojem. Jeden z nich musiał pilnować dyrektora. Gilbert miał większe
doświadczenie w terenie, po prostu był dużo lepszy od kobiety, choć jego wygląd
i spokojne spojrzenie mogły mylić. Poradzi sobie.
– Pani Snow?
Łagodny głos dyrektora
zwrócił jej uwagę. Wciąż stał na swoim miejscu, przypatrując jej się uważnie.
Potem poczuła, że coś jest nie tak. Ręce zaczęły jej się trząść, pistolet upadł
na podłogę. Przynajmniej nie wypalił. Sparaliżowana patrzyła na broń, gdy
dyrektor pojawił się tuż za nią. Odwróciła się powoli, czując, jak drżą jej nogi,
a ręce odmawiają współpracy.
– Trzeba było uwierzyć. Przecież powiedziałem wam prawdę.
Odrobinę zgłodniałem.
Światło zgasło.
Neonowozielone oczy rozbłysły w ciemności.
***
Biegła, jej kroki
rozbrzmiewały w wąskich uliczkach. Z trudem łapała oddech, potykając się o
własne stopy. Co chwilę obracała się za siebie, szukając śladu pogoni. Nic nie
było widać.
Ale one tam były. Wiedziała
to. Cienie podążały za nią na każdym kroku. A w nocy stawały się bardziej
śmiałe. Czuła ich oddech na skórze, ich jęki i lamenty.
Zmarli nie wybaczają tym,
którzy pozbawili ich życia, nawet, jeśli na to
zasługiwali.
Nie masz po co żyć, przecież wszystkich zabijemy.
Gilberta, twojego szefa, twoich przyjaciół. To będzie piękne…
Krew, szkarłat, ulice spływające rzekami purpury…
Sama chcesz zabić, prawda?
Odgłos upadającego, martwego ciała? Znasz piękniejszą
muzykę?
Możesz nas uciszyć…
Przecież wiesz, jak to zrobić…
Upadła.
Kot siedzący na śmietniku
patrzył na nią neonowymi, zielonymi oczami. Z przyjemnością.
Kobiecy
krzyk rozdarł nocną ciszę Nowego Orleanu.
Tu spoczywa Marcia Snow, zasłużona agentka FBI,
Popełniła samobójstwo 7 listopada 2009 r.
Choć z innymi walczyłaś, swoim demonom rady nie dałaś.
Sit tibi terra levis!*
*Niech ci ziemia lekką będzie!
1. Język 8/10 (Emocje, emocje, emocje - a raczej brak ich opisów)
2. Pomysł 10 /10 (Pierwszy raz się spotykam z czymś takim i podobało mi się)
3. Ortografia i gramatyka 10 /10 (To konik Arcanum, ja się nie znam)
4. Prowadzenie akcji 10/10 (Zwarta i żwawa ale krótka)
5. Czy powinien/powinna dołączyć do projektu? (Jestem na TAK. Podoba mi się twój styl i pomysł.)
6. Subiektywna ocena opowiadania: Bardzo mi się spodobało i mam nadzieję zobaczyć więcej twych pomysłów)
Varii
1. Język 10/10 (Piszesz bardzo dobrze, używasz odpowiednich słów, nie mam zastrzeżeń)
2. Pomysł 10/10 (To było genialne. Pomysł przemyślany od początku do końca. Brawo)
3. Ortografia i gramatyka 9/10 (Praktycznie nie mam się do czego przyczepić. Zauważyłam dwa czy trzy zbędne przecinki i napisałaś "akty" zamiast "akta" ale to taka drobna literówka)
4. Prowadzenie akcji 10/10 (Szybka ciekawa akcja od początku do końca)
5. Czy powinien/powinna dołączyć do projektu? TAK (Oczywiście widzę Ciebie w naszej ekipie. Nie ma innej opcji :D)
6. Subiektywna ocena opowiadania: Bardzo mi się podobało. Cały czas trzymało w napięciu. Oby tak dalej :)
Arcanum Felis
1. Język 10/10 (Czytało mi się bardzo dobrze, raczej nie mam nic do zarzucenia)
2. Pomysł 10/10 (Pomysł genialny, bardzo mi się spodobało)
3. Ortografia i gramatyka 9/10 (Znalazłam dwie literówki, na początku Macia i potem te akta)
4. Prowadzenie akcji 10/10 (Interesująco i błyskawicznie. Poczytałabym więcej! )
5. Czy powinien/powinna dołączyć do projektu? TAK
6. Subiektywna ocena opowiadania: Podoba mi się, nawet bardzo. Ale jakbym mogła się nie zachwycić takim opowiadaniem?)
Bianka
39/40
Opowiadanie nie podlega ocenie czytelników, ale możecie dodawać swoje propozycje tematów.
***
Oceny:
2. Pomysł 10 /10 (Pierwszy raz się spotykam z czymś takim i podobało mi się)
3. Ortografia i gramatyka 10 /10 (To konik Arcanum, ja się nie znam)
4. Prowadzenie akcji 10/10 (Zwarta i żwawa ale krótka)
5. Czy powinien/powinna dołączyć do projektu? (Jestem na TAK. Podoba mi się twój styl i pomysł.)
6. Subiektywna ocena opowiadania: Bardzo mi się spodobało i mam nadzieję zobaczyć więcej twych pomysłów)
Varii
1. Język 10/10 (Piszesz bardzo dobrze, używasz odpowiednich słów, nie mam zastrzeżeń)
2. Pomysł 10/10 (To było genialne. Pomysł przemyślany od początku do końca. Brawo)
3. Ortografia i gramatyka 9/10 (Praktycznie nie mam się do czego przyczepić. Zauważyłam dwa czy trzy zbędne przecinki i napisałaś "akty" zamiast "akta" ale to taka drobna literówka)
4. Prowadzenie akcji 10/10 (Szybka ciekawa akcja od początku do końca)
5. Czy powinien/powinna dołączyć do projektu? TAK (Oczywiście widzę Ciebie w naszej ekipie. Nie ma innej opcji :D)
6. Subiektywna ocena opowiadania: Bardzo mi się podobało. Cały czas trzymało w napięciu. Oby tak dalej :)
Arcanum Felis
1. Język 10/10 (Czytało mi się bardzo dobrze, raczej nie mam nic do zarzucenia)
2. Pomysł 10/10 (Pomysł genialny, bardzo mi się spodobało)
3. Ortografia i gramatyka 9/10 (Znalazłam dwie literówki, na początku Macia i potem te akta)
4. Prowadzenie akcji 10/10 (Interesująco i błyskawicznie. Poczytałabym więcej! )
5. Czy powinien/powinna dołączyć do projektu? TAK
6. Subiektywna ocena opowiadania: Podoba mi się, nawet bardzo. Ale jakbym mogła się nie zachwycić takim opowiadaniem?)
Bianka
39/40
Opowiadanie nie podlega ocenie czytelników, ale możecie dodawać swoje propozycje tematów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz