piątek, 12 lutego 2016

Arcanum Felis - Człowiek w klatce

Człowiek w klatce



Mówią, że każdy kolejny dzień to kolejna zmiana w życiu. Nigdy nie przypuszczałam, że to powiedzenie będzie opisywało mnie. Ale tak było. Wystarczyła chwila, żeby moje życie obróciło się o 360 stopni. Patrząc na to z perspektywy czasu, cieszę się, że tak się stało. Udowodniłam sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych i nawet ja mogę uwolnić się z klatki, w której żyłam. Nazywam się Olivia White, a to moja historia.

****

Jako dziecko nie byłam aniołkiem. Panie w przedszkolu wyrywały sobie włosy z głowy, próbując mnie uspokoić, kiedy krzyczałam i płakałam jak opętana, albo biłam dziewczynki i chłopców z mojej grupy. Wiele razy słyszałam, jak mówiły, że powinno się mnie gdzieś zamknąć, bo jestem niebezpieczna dla otoczenia. Byłam rozpieszczonym, małym rudzielcem, który zawsze dostawał to czego chciał. To nie moja wina, że zawsze bawili się tymi zabawkami, które w tym momencie chciałam mieć. Za każdym razem kiedy mama odbierała mnie z przedszkola, przepraszała za moje zachowanie, chociaż wiedziała, że się nie zmienię. Miałam trudny charakter. Czasem w złości przebąkiwała coś o terapii, ale tata tłumaczył jej, że małe dzieci tak mają i muszą się wyszaleć. Albo po prostu miał taką nadzieję.
Poszłam do szkoły. Nowe miejsce, nowe dzieci, nowe nauczycielki, ale moje zachowanie było takie samo jak wcześniej. Momentami nawet gorsze. Kiedyś dla zabawy włożyłam pani do torebki pudełko z małymi białymi myszami. Kobieta o mało nie dostała zawału, a ja śmiałam się do rozpuku. Od tamtej pory nadano mi zacny tytuł rozrabiaki numer jeden. Moje dowcipy, chociaż dla mnie były mega śmieszne, innym spędzały sen z powiek. Wiele razy widziałam krytyczne spojrzenia mojej wychowawczyni i bezradność w oczach dyrektorki. Miały związane ręce, ponieważ to była jedyna szkoła w okolicy, a moi rodzice nie chcieli żebym dojeżdżała do innego miasta. Lata mijały, a ja stawałam się coraz bardziej wredna i okrutna.
Rodzice chcieli mi pomóc i poradzili się psychologa. Jego diagnoza była prosta: hobby pomoże mi poskromić złe emocje, które we mnie siedzą. Nie wiem, może to przypadek losu, ale wtedy w mojej szkole organizowany był nabór do drużyny piłki nożnej. Byłam szybka, zwinna i agresywna, więc nadawałam się do tego sportu. Poszłam na pierwsze zajęcia. Chłopaki patrzyli na mnie jak na wariatkę, bo kto to widział, żeby dziewczyna grała w nogę? W drużynie były cztery dziewczyny, ale zauważyłam że w ogóle nie grają, tylko siedzą na ławce i gadają o głupotach. Trener poprosił żebym zaprezentowała swoje umiejętności. Ustawiłam piłkę w wyznaczonym polu, rozpędziłam się i kopnęłam w sam środek bramki. Potem zrobiłam slalom z piłką między pachołkami, postrzelałam kilka karnych, pobiegałam za piłką po boisku i kilka razy ograłam swoich rywali. Swój pokaz zakończyłam efektownym golem z połowy boiska. Trener był pod ogromnym wrażeniem i bez pytania o zgodę chłopaków z drużyny przyjął mnie do ekipy. Byłam bardzo szczęśliwa z tego powodu. Z tych zajęć było kilka korzyści: mogłam się wybiegać za wszystkie czasy, wyszaleć i przede wszystkim poskromić mojego wewnętrznego diabła, jak to pieszczotliwie określił mój dziadek. Miałam pewne obawy czy chłopaki mnie zaakceptują, ale szybko okazało się, że odnalazłam się w ich towarzystwie i bez problemu przyjęli mnie do swojej paczki. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego jak ta znajomość może wpłynąć na moje życie.
Stałam się gwiazdą, wszyscy w szkole mnie podziwiali, bo przecież dziewczyna grająca w drużynie piłkarskiej to rzadkość. Chodziłam otoczona wianuszkiem chłopaków z drużyny, którzy byli moimi ochroniarzami. Nie miałam przyjaciółek wśród dziewczyn, bo uważały, że jestem chłopczycą i nie ma sensu się ze mną zadawać. Szczerze mówiąc, miałam to w głębokim poważaniu. Wystarczyło mi towarzystwo chłopaków. Spędzałam z nimi czas na przerwach i po szkole. Zakolegowaliśmy się i zaczęłam chodzić z nimi na imprezy.
Zaczęło się od spotkań towarzyskich przy symbolicznym piwie. Na początku nie chciałam pić, bo nie byłam pełnoletnia, ale jeśli wszyscy pili to ja też musiałam, bo przecież nie będę tylko patrzeć. Zaczęłam łamać swoje zasady. Potem chłopaki proponowali mi mocniejszy alkohol i papierosy. Nie chciałam wyjść na frajerkę, więc piłam i paliłam razem z nimi.
Pewnego razu chłopaki zaproponowali mi spróbowanie czegoś innego, czegoś po czym zobaczę świat z innej perspektywy. Nie wiedziałam o co im chodzi, więc pokazali mi trawkę. Dużo o niej słyszałam, ale nigdy jej nie próbowałam, więc bez większego namysłu zapaliłam. Jak się czułam? Ciężko powiedzieć. Z jednej strony byłam zaintrygowana, bo spróbowałam tej słynnej marihuany. Z drugiej trochę zdezorientowana, ponieważ coś drapało mnie w gardło, a chłopaki kazali mi dmuchać w kolorowy balonik, a potem wciągnąć to powietrze ponownie do płuc. I tak kilka razy. Byłam bardzo zamroczona i naprawdę nie wiem, w jaki sposób trafiłam wtedy do domu. Pamiętam wzrok mamy i jak pytała czy wszystko ze mną w porządku. Mruknęłam coś w odpowiedzi, ale ona złapała mnie za ramię i szarpnęła w swoją stronę. Wtedy nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć. Nie rozumiałam mojego wybuchu i bez słowa zamknęłam się w swoim pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Nie wiem dlaczego. Może z bezradności, albo ze zdenerwowania. W tamtym momencie obiecałam sobie, że więcej nie sięgnę po trawkę. Obawiałam się, że przez moją wybuchowość mogę coś złego zrobić sobie, albo najbliższym.
Następnego dnia poszłam do szkoły jakby nic się nie stało. Chłopaki zaczepili mnie przy wejściu do budynku i pytali jak się czuję. Wzruszyła mnie ich troska. Myślałam, że naprawdę się o mnie martwią, ale jeden z nich zaproponował żebyśmy to powtórzyli po dzisiejszym treningu. Chciałam odmówić, ale Mark, który mi się bardzo podobał, popatrzył na mnie znacząco i uśmiechnął się tak uroczo, że nie zdołałam powiedzieć nie. Lekcje i trening pamiętam jak przez mgłę, bo ciągle myślałam o Marku i kolejnej imprezie. Wiem, że tamten trening nie należał do najbardziej udanych, bo trener przebąkiwał coś o ciężkim wtorku. Nawet nie wiedział, że miał rację. Po treningu poszliśmy do domku letniskowego Marka i zaczęliśmy imprezować. Alkohol lał się strumieniami, paliliśmy trawkę i śmialiśmy się jak idioci. Ja siedziałam jak zahipnotyzowana w objęciach Marka, który szeptał mi do ucha sprośne słówka. Jednak do niczego między nami nie doszło, bo po kilku głębszych był tak pijany, że ledwo trzymał się na nogach. Nawet nie wiem kiedy usnęłam. Obudziłam się następnego dnia z ogromnym kacem i suchością w ustach. Leżałam na podłodze między chłopakami, ale na szczęście byłam ubrana. Szybko zebrałam swoje rzeczy i uciekłam stamtąd. Powtarzałam sobie jak mantrę: nigdy więcej.
Przez kolejny tydzień unikałam chłopaków jak ognia. Nie chciałam żeby powtórzyła się sytuacja z ostatniej imprezy. Ale wiedziałam, że i tak się spotkamy, bo przecież chodziliśmy na treningi. Po lekcjach udałam się na stadion i zobaczyłam ich. Stali przy szatni i chyba na mnie czekali. Widziałam karcące spojrzenie Marka. Poczułam się jak mała dziewczynka. Spojrzałam na niego i nie wiedziałam co powiedzieć. On pokręcił głową i powiedział co wymyślili. Trawka powodowała, że na meczach byli silniejsi i szybszy. Od dawna ją brali żeby lepiej znosić treningi. Zbliżały się zawody, które musieliśmy wygrać, bo wygraną było dofinansowanie drużyny. Wybór był prosty: biorę razem z nimi albo wylatuję z drużyny. Byłam w szoku, bo nie spodziewałam się, że w taki sposób wygrywają mecze! Przecież to podchodzi pod doping. Zastanawiało mnie czy trener o tym wie, ale oni uśmiechnęli się kpiąco i powiedzieli, że trener to popiera, bo sam kiedyś palił. To się nie mieściło w głowie. W co ja się wpakowałam?! Nie mogę zrezygnować z bycia w drużynie, bo obiecałam rodzicom, że będę chodzić na zajęcia dodatkowe, a nic innego mi nie pasowało. Niechętnie zgodziłam się na ich propozycję. Miałam cichą nadzieję, ze skończy się tylko na trawce. Może to głupie, ale zaczęła mi smakować i momentami odczuwałam chęć zapalenia.
Od tamtej pory moje życie obracało się wokół szkoły, treningów i imprez zakrapianych alkoholem i trawką. Bywały dni, kiedy odpływałam tak, że nie byłam w stanie iść do szkoły. Chłopaki byli przyzwyczajeni do skutków ubocznych, ale ja nadal cierpiałam wymiotując każdego dnia. Byłam załamana i zagubiona, ale nie mogłam się z tego wyrwać. Chciałam powiedzieć rodzicom, ale to nie miało sensu, bo pewnie by mi nie uwierzyli. Pewnie powiedzieliby, że to kolejna wymówka przed niechodzeniem na zajęcia dodatkowe. Bywały wieczory, kiedy siedziałam w swoim pokoju i płakałam w poduszkę. Nienawidziłam bezradności, ale w tamtym momencie nie miałam pojęcia co robić.
Zbliżały się zawody międzyszkolne. Trener cisnął nas jak nigdy, ale my dawaliśmy radę. Faktycznie trawka powodowała, że mieliśmy więcej sił i zapału. Potrafiliśmy biegać parę godzin i strzelać piękne gole. Cieszyliśmy się, że dobrze nam idzie, bo zwiastowało to dobry turniej. Wiedziałam, że w takich zawodach nie sprawdzają dopingu, więc nie bałam się konsekwencji naszych działań. Nie przypuszczałam, że ten turniej tak bardzo zmieni moje życie.
Przed pierwszym meczem bardzo się stresowałam. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca i poszłam do Marka. Powitał mnie z ogromną radością. Rozmowa z nim trochę mnie uspokoiła. Czułam się przy nim bezpiecznie. Zaproponował żebyśmy obejrzeli jakiś film, aby się zrelaksować. Spojrzałam na niego jak na wariata i bez ogródek poprosiłam o trawkę. On uśmiechnął się w swoim stylu i po prostu mnie pocałował. To był mój pierwszy pocałunek. Mark był bardzo delikatny i bardzo mi się podobało to co robił. Poczułam, że całuje bardziej zdecydowanie i nim się zorientowałam, leżałam pod nim na kanapie. Całowaliśmy się długo, ale do niczego między nami nie doszło. Mark powiedział, że nie chce na mnie naciskać, bo bardzo mu się podobam i nie chce mnie skrzywdzić. Byłam nim totalnie zauroczona i wtedy zrozumiałam, że go kocham. Leżeliśmy przytuleni do siebie i oglądaliśmy film. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Szczerze mówiąc taki sposób uspokajania mnie bardziej mi się podobał od palenia trawki. Ale nie poruszałam tego tematu, bo nie chciałam go zdenerwować.
Rozpoczął się turniej. Graliśmy jak w transie, nikt nie mógł nas pokonać. Byliśmy drużyną marzeń, która radzi sobie z każdym przeciwnikiem i strzela gol za golem. Ja i Mark współpracowaliśmy idealnie, rozumieliśmy się bez słów. Oficjalnie zostaliśmy parą i nie musieliśmy się przed nikim ukrywać. Z uśmiechem na ustach wspominam upojne chwile sam na sam. Dobrze się czułam w jego towarzystwie. Trener na początku nie był zachwycony naszym związkiem, ale kiedy zobaczył jak współpracujemy na boisku był nami oczarowany. Bez problemów wygrywaliśmy poszczególne mecze i trafiliśmy do finału. Do dziś pamiętam naszą radość i oczywiście imprezę po meczu półfinałowym. Chłopaki świętowali jakby wygrali mistrzostwa świata, a ja śmiałam się z zachowania. Tego wieczoru zapaliłam tylko parę razy, ale nie odpłynęłam. Chciałam spędzić ten czas z moim chłopakiem i czuć jego obecność.
Nadszedł dzień finału. W szatni panowała nerwowa atmosfera, denerwowaliśmy się, bo chcieliśmy wygrać. Widziałam, że Mark jest bardzo zestresowany, ale nie wiedziałam jak mu pomóc. Zauważyłam, że chłopaki szukają czegoś po kieszeniach. Podeszłam do nich i zobaczyłam coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Narkotyki. Mieli torebkę z narkotykami. Nie wiem skąd to mieli, ale to nie wróżyło nic dobrego. Pytałam, poco im to, ale ignorowali mnie i kierowali się w stronę Marka. Wręczyli mu prochy i życzyli przyjemnej zabawy. Popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem i poprosiłam, żeby tego nie brał. Ale on mnie nie słuchał. Otworzył torebkę, zrobił kreskę i wciągnął prochy nosem. Widziałam, że go zamroczyło, ale powiedział, że jest ok i nie muszę się martwić. Byłam w szoku, nie wiedziałam co robić. Bałam się, że coś mu się stanie.
Zaczął się mecz. Na początku wszystko było w porządku. Byliśmy jak maszyna, strzelaliśmy gol za golem. Przeciwnicy nie mieli z nami szans. Jednak nasza radość nie trwała długo. Po dwudziestu minutach meczu Mark zatrzymał się na środku boiska, złapał się za głowę i upadł na ziemię jak nieżywy. Krzyknęłam głośno jego imię i pobiegłam w jego stronę. Uklęknęłam i sprawdziłam tętno. Nic nie czułam. Zaczęłam krzyczeć pomocy i płakać. Przybiegli sanitariusze i zaczęli go reanimować. Nie wiem kto odsunął mnie od Marka. Pamiętam tylko, że nie mogłam powstrzymać płaczu i ciągle powtarzałam jego imię. Zgromadziło się przy nim wiele osób, widziałam chłopaków, którzy byli przerażeni tym co się stało. Lekarz długo go reanimował, ale na szczęście udało się i szybko ułożyli go na noszach. Karetka już czekała, więc włożyli go do środka i pojechali do szpitala. Chciałam jechać z nimi, ale powstrzymała mnie moja mama. Pamiętam, że mocno mnie trzymała i powtarzała, że zaraz do niego pojedziemy. Biłam się z myślami, bo wiedziałam dlaczego to się stało. Bałam się, że jak powiem prawdę będę mieć kłopoty. Spojrzałam mamie w oczy i wiedziałam, że mogę jej zaufać. Utrzymywałyśmy przez chwilę kontakt wzrokowy i powiedziała jej, że Mark wziął narkotyki. Na początku nie uwierzyła mi, ale po chwili zrozumiała, że nie kłamię. Zaczęła mówić coś o policji i o głupocie nastolatków. Próbowałam ją uspokoić, ale kazała mi wsiadać do samochodu. Zrobiłam co mi kazała i pojechałyśmy do szpitala.
Podczas drogi panowała cisza. Nikt się nie odzywał. Od czasu do czasu wycierałam samotną łzę, spływającą po moim policzku. Mama zaparkowała blisko wejścia. Szybko pobiegłam na recepcję i zapytałam o Marka. Jednak pielęgniarka niewiele mi pomogła, ponieważ nic nie wiedziała. Bezradna chodziłam korytarzami i szukałam mojego chłopaka. Mama powstrzymywała mnie od tego, ale nie słuchałam jej.
Nagle zobaczyłam koszulkę naszej drużyny, wiszącą na krześle. Znalazłam go. Weszłam do sali i zamarłam. Mark leżał na łóżku podpięty do kilku sprzętów, z jego ust wystawała rurka. Zaczęłam spazmatycznie szlochać i krzyczeć. Nie chciałam go stracić. Znowu poczułam matczyne ręce, otaczające moje ramiona. Usłyszałam głos lekarza, który poinformował nas, że sytuacja jest krytyczna i Mark może tego nie przeżyć. Wtedy zrozumiałam, że już dawno powinnam o wszystkim powiedzieć. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam lekarzowi o narkotykach. Mężczyzna przeraził się, ale podziękował mi, że go o tym poinformowałam, bo będą wiedzieć jak go leczyć.
Kiedy wyszedł, usiadłam na krześle obok łóżka mojego chłopaka i patrzyłam na niego. Mama zamknęła drzwi i usiadła koło mnie. Wzięła mnie za rękę i szeptała, że wszystko będzie dobrze, że lekarze go uratują. Niespodziewanie zaczęłam płakać. Przytuliła mnie, a ja opowiedziałam jej wszystko: o treningach, imprezach i trawce. Mówienie o tym było straszne, szczególnie kiedy musiałam przypomnieć sobie wszystkie niemiłe sytuacje. Mama słuchała z przejęciem. Zauważyłam troskę w jej oczach. Wiedziałam, że pomimo tego, co zrobiłam, nie odtrąci mnie. Spojrzała na mnie i spokojnie oświadczyła, że zajmiemy się tym później, bo teraz najważniejszy jest Mark. Przeprosiłam ją za swoje zachowanie i przytuliłam się do niej, jak za dawnych czasów.
Dni mijały, a ja codziennie przychodziłam do szpitala. Mark nadal był w stanie krytycznym i nic nie zwiastowało poprawy. Lekarz powiedział, że mogę do niego mówić, bo mnie słyszy. Opowiadałam mu co się działo w szkole i jak wygląda sytuacja w drużynie. W szkole huczało od plotek na temat dopingu w drużynie piłkarskiej. Oczywiście trener został zwolniony, a chłopaki ukarani. Ja byłam traktowana trochę inaczej, ponieważ złożyłam wyjaśnienia na policji i to dzięki mnie wszystko się wydało. Czy żałuję, że to zrobiłam? Nie. Musiałam tak postąpić, bo przez nich Mark mógł umrzeć. W tamtej chwili liczył się tylko on. Szkoła i treningi schodziły na dalszy plan. Kiedy afera ujrzała światło dzienne nasza szkoła została zdyskwalifikowana z turnieju. Dyrektor nieźle się wkurzył i stwierdził, że musi bardziej interesować się zajęciami pozalekcyjnymi.
Nigdy nie zapomnę dnia, w którym Mark otworzył oczy. Siedziałam wtedy koło jego łóżka i opowiadałam o głupiej lekcji angielskiego i okresach warunkowych. Nic nie zwiastowało, że się obudzi, ale nagle poczułam lekkie ściśnięcie mojej ręki i spojrzałam na jego twarz. Zobaczyłam piękne błękitne tęczówki wpatrzone we mnie jak w obrazek. To była najszczęśliwsza chwila w moim życiu. Wiedziałam, że teraz wszystko będzie dobrze. Oczywiście na początku był bardzo słaby, ale z dnia na dzień nabierał sił.
Po miesiącu wyszedł ze szpitala. Przez jakiś czas mieszkałam z nim i pomagałam mu w podstawowych czynnościach. Pewnego dnia zdecydowaliśmy, że zmieniamy szkołę. To była nasza wspólna decyzja i chyba najlepsza w naszym życiu. Rodzice zgodzili się bez wahania. Tata właśnie zmieniał pracę, a mama nie pracowała, więc mogliśmy przeprowadzić się do innego miasta. Spakowaliśmy się i wyjechaliśmy, zostawiając złe wspomnienia za sobą. Wreszcie byłam wolna. Uwolniłam się z mojej klatki.

****

Ta historia zdarzyła się parę lat temu, ale kiedy ją wspominam przeżywam wszystko tak jak wtedy. Pewnie gdyby nie wypadek Marka nigdy bym się nie opamiętała i mogłoby się to skończyć tragicznie. Wiem, że postąpiłam dobrze i gdybym musiała wybierać jeszcze raz odeszłabym z drużyny i powiedziała wszystko rodzicom. Może nie doszłoby do tej tragedii. Ale czasu nie cofnę. Co się stało, to się nie odstanie. Teraz jestem szczęśliwą żoną i matką. Mark jest cudownym mężem, a nasz syn Toby naszym najcudowniejszym skarbem. Nigdy nie pozwolę, żeby moje dziecko zeszło na złą drogę. Będę go strzec jak oka w głowie. 

Witajcie :) Z tej strony Arcanum Felis. Pomimo nawału zajęć i masy nauki udało mi się napisać opowiadanie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Oczywiście zachęcam do oceny. Każda opinia jest dla mnie ważna.
Oceniajcie według schematu:
1. Język (1-10 + można napisać dlaczego)
2. Pomysł (1-10 + można napisać dlaczego)
3. Ortografia i gramatyka (1-10 + można napisać dlaczego)
4. Prowadzenie akcji (1-10 + można napisać dlaczego)
5. Długość opowiadania (Za długie / Odpowiednie / Zbyt krótkie + można napisać dlaczego)
Możecie też dodać subiektywną opinię o opowiadaniu.

7 komentarzy:

  1. 1. Język 8/10 - Są powtórzenia i jakoś brak mi troszkę takiego języka literackiego. Lubię język potoczny, ale warto czasem sięgnąć po słowa typu: wysublimowane itp. To taka moja małą dygresja tylko :)
    2. Pomysł 6/10 Pomysł sam w sobie całkiem ciekawy, ale to może ja jestem jakaś ciemna... brak mi związku z tematem. Może było to zbyt mało zaznaczone? Nie wiem.
    3. Ortografia i gramatyka 9/10 Powtórzenia
    4. Prowadzenie akcji 10/10 Dla mnie było dobrze. Opisy emocji, przemyślenia i akcja :) Ładnie.
    5. Długość opowiadania Odpowiednie

    Ładne opowiadanie, z dobrym, pouczającym (banalnym) morałem. Idealny opis Ciebie (bez banalnego - ty nie jesteś banalna). Jednak nie widziałąm zbyt związku z tematem i tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię ;) Generalnie pomysł był taki, że kiedy paliła trawkę i bała się powiedzieć o tym czuła się jakby była w klatce :) To była taka metafora. Oczywiście wiem, że to opowiadanie nie jest szałowe no ale kolejne będą lepsze :D

      Usuń
    2. Nie dało się tego odczytać z treści.

      Usuń
  2. Wybacz, że się nie wypowiem, ale naprawdę padam na twarz więc podam tylko punktację ;/
    1.Język 7/10
    2. Pomysł 5/10
    3. Ortogrfia i Gramtyka 8/10
    4. Prowadzenie akcji 6/10
    5. Długość Odpowiednia

    27/40
    Szerrys

    OdpowiedzUsuń
  3. Język 9/10 - moim zdaniem piszesz bardzo dobrze, w porownaniu do innych :)
    Pomysł 5/10 - historia jest życiowa. Myślę że wielu mogłoby się pod tą historią podpisać. Jednak nieco odbiega od tematu :)
    Ortografia 8/10 - tu i ówdzie pojawia się brak przecinka, powtórzenia, itp. Jak to wszędzie :)
    Akcja 10/10 - że względu na to, ze opowiadanie jest pisane w narracji pierwszoosobowej to akcja wyszła świetnie :)
    Długość jest odpowiednia :)
    Pozdrawiam, Dora.

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic