Średniej budowy, łysy mężczyzna, przystanął przy stalowym, ogromnym włazie w podziemiach. Na wejściu widniał napis ''Eden''.
Przełknął ślinę i otarł krew spod zropiałego oka. Podszedł, dłoń zacisnął w pięść i zapukał.
Właz się uchylił.
-Dzień dobry. Albert jestem. - podbiegł do łysego, siwy i wysoki facet w białym kitlu. Wyciągnął do niego drobną dłoń. Bez zastanowienia, gość Edenu uścisnął rękę.
-Anton. Anton Karankov. - powiedział ochryple.
-Oho....dam Ci coś do picia. Na razie mam tylko samogon, ale zawsze coś. Prawda? - zaśmiał się doktorek i podarował mu swoją piersiówkę.
Ten gwałtownie odebrał podarek i przechylił pojemniczek do ust. Poczuł ulgę, czując alkohol w swym przesuszony przełyku.
-Dzięki... - rzekł Anton, oblewając się trunkiem i krztusząc. Zakręcił korek i chciał oddać piersiówkę, kiedy to Albert zawiesił ręce za plecami.
-Nie nie. Jesteś moim gościem, zostaw to. Poprawi ci samopoczucie. I rozgrzeje. - mówił to z jakże delikatnym i spokojnym głosem. Czyli ludzkość się zachowała...nawet w podziemiach po apokalipsie.
Oboje weszli do okrągłego pomieszczenia. Wysokie było na jakieś sześć metrów, a ściany wyłożone mlecznymi kafelkami. Podłoga zaś betonowa, ozdobiona...perskimi dywanami?
Anton się zdziwił. Komu to wszystko chciało się to sprowadzać w podziemie? Ale zaraz...to przecież Eden. Raj. Tu powinno być wszystko co najlepsze.
Na środku stał dębowy stolik, a na nim talerzyk z upieczonymi szczurami i dwie miski zupy z grzybów.
-Jak mi powiesz, że masz tu jeszcze ciepłą wodę, to ja jestem Archaniołem. - rozejrzał się łysy, kręcąc się wokół własnej osi i spoglądając na sufit, pod którym wisiała lampa z czterema żarówkami. Takie światło starczało.
-Miło mi, Archaniele. - zaśmiał się doktorek i spojrzał na niego. - Mam ciepłą wodę. I balie, którą sam zbiłem.
-Żartujesz...prawda?
-Nie do końca. Wodę ściągam z góry za pomocą rur, filtruje szmatami, a następnie podgrzewam agregatorem. Dam ci się umyć, ale wpierw coś zjedzmy.
Oboje siedzieli przy stoliku. Albert ze spokojem nabierał sobie wodę z grzybami, ''Archanioł'' zaś przechylił łapczywie miskę do popękanych warg i przełknął zawartość.
-Opowiedz mi coś o sobie Anton. - spojrzał na niego doktor, wyjmując okulary o szkłach grubych, jak dna flaszek po wódce.
-Byłem jednym z żołnierzy. Tych pseudo specjalnych. Mieliśmy pilnować zamieszek na ulicach w czasie epidemii. - odkręcił piersiówkę i się napił. - Wyposażyli nas w ciężkie uniformy, maski, karabinki i tarczę. Rozstawili nas na Placu Czerwonym.
Niestety...ludzie spanikowani zarazą, ruszyli na nas taranem. Krzyczeli, płakali. Inni zrywali moim kompanom maski, byle nie oddychać skażonym powietrzem.
-Czemu akurat Plac Czerwony?
-Tam rozstawili namioty medyczne. Ponoć mieli szczepionkę i maskę dla każdego. Ale ci zamiast stać w miejscu, ruszyli szturmem. Musieliśmy otworzyć ogień... - zamilkł, odkładając na drewniany blat trunek.
-Co z Twoją rodziną? Szuka cię? Nie żyje? - dopytywał, coraz ciekawszy osoby żołnierza.
-Nie nie. Poświęciłem się służbie w wojsku. Od zawsze mnie ciągnęło do munduru i karabinu. Ta mobilizacja na Placu, to była moja pierwsza ''misja''. Nie sądziłem, że zabójstwo, wyrządzi taki uszczerbek na psychice...
-Widzę, że jesteś dosyć umięśniony. Prowadziłeś aktywny tryb życia? - Albert powstał, zakładając okulary. Anton zdziwił się, nie słysząc ani słowa otuchy. Miał doktorka za właśnie takiego pozytywnego człowieka.
-Kiedyś dużo biegałem, chodziłem na siłownie. Przydało się w wojsku.
Siwy tylko skinął głową i wskazał Antonowi zasłony, ukrywające przejście na korytarz. Anton kiwnął jedynie głową i powstał.
Ulga. Łysy odetchnął, siedząc w gorącej wodzie. Obmył dłonią swoje obolałe i posiniałe ciało. Drugą ręką, sięgnął do piersiówki w której kończył się trunek. Ten był najgorszy ze wszystkich jakie pił, a wlewał wiele w siebie. No, ale zawsze coś. Gospodarzowi się nie odmawia.
Palcem musnął spuchnięcie pod okiem i syknął. Bolało jak diabli. Już wiedział o co poprosi Alberta.
Wyszedł z balii i w pasie okrył się ręcznikiem. Skierował się z powrotem do okrągłego pomieszczenia, kiedy przed oczami mu ściemniało. Opadł na kolana i oparł się ramieniem o ściankę, pokrytą kafelkami.
-Albert! Kurwa....pomóż! - zawołał i odczuł ucisk w gardle. Doktorka nigdzie nie było. Czuł, jak ''traci'' wzrok. Nic nie widział, nic nie czuł. A dechu w piersi brak. Padł, a piersiówka poturlała się po ziemi.
***
Albert stanął nad skutym ciałem łysego. Spojrzał na jego zszyte usta. Potem, sięgnął po łyżeczkę ze stopionym żelazem i przechylił ją do jego oczu. Gdy zastygło, odwrócił jego głowę w bok. Sięgnął po wiertarkę ze słabą baterią i wsadził wiertło do jego ucha, dziurawiąc bębenek....
Po wszystkim, przerzucił go przez ramię. Ugiął kolana pod jego ciężarem, ale się nie poddał i ruszył do okrągłej sali, gdzie przeszedł korytarzem. Tam zszedł schodami w dół. Na ścianach widniały napisy, wykonane białą farbą. Oznaczały dane piętro. Raz przed szkłami okularów błysnął mu napis ''Laboratorium'', potem ''Radiokomunikacja'' i na samym końcu ''Zasilanie''.
Rzucił cielsko Antona na ziemię i westchnął, zdyszany doktorek. Podszedł do ogromnego, ciemno-zielonego generatora, urwał z niego korbę. Zastąpił ją zaś pedałami, na odpowiednio długiej rurze. Potem ustawił drewniane krzesło. Usadził na nie kalekę, stopy przyczepił do pedałów za pomocą taśmy, ręce spiął mu za plecami. Czekał aż się wybudzić, by opowiedzieć mu o nowym domu...klatce i jego pracy.
***
Siedziałem. Ze skutymi rękoma. Moje nogi obracały się na czymś, co łudząco przypominało pedały rowera. Nic nie widziałem, nie słyszałem. Nie mówiłem. Ale myślałem.
Wiedziałem, że zapewne pracuję jako ''generator prądotwórczy''.
Ale już niedługo...zakończę to już niedługo. Nie spojrzał na mą ranę pod okiem. Na to pierdoloną ropę. To moja przepustka do wolności.
Uwolni mnie. Uwolni mnie z klatki. Już nie będę...Człowiekiem w klatce.
1. Język: 9/10 - troszku bardziej rozwiń słownictwo. Brak mi jakichś dziwnych słów, co jest do Ciebie podobne o.o
OdpowiedzUsuń2. Pomysł 10/10 - Jest oki, naprawdę znów mnie zaskoczyłeś.
3. Ortografia i gramatyka 10/10 - Ale to nie mój konik. Na moje oko wszystko jest Ok.
4. Prowadzenie akcji: 8/10 Brakuje mi tu czegoś, ale nie potrafię tego nazwać...
5. Długość opowiadania Zbyt krótkie - Ledwo 3 strony, Naprawdę???
Generalnie całkiem ciekawe, ale krótkie i tak mało... rozwinięte. O.o tego mi brakowało.
Varii
Witaj Wujciu :)
OdpowiedzUsuń1. Język 7/10 Gdzie te bardzo wyszukane słownictwo z opowiadania kwalifikacyjnego? Albo mi się wydaje, albo tak jest, że pisze się "zaropiałego oka" a nie "zropiałego oka" nie wiem. Moje wątpliwości.
2. Pomysł 8/10 Bardzo do gustu przypadł mi koniec.
3. Ortografia i Gramatyka. 8/10
4.Prowadzenie Akcji 6/10 GDZIE SĄ JAKIEŚ SCENY TORTUR? CZY ZASZYWANIA UST CHOCIAŻBY, WUJKU?
5. Długość opowiadania Zdecydowanie chciałabym więcej. Zbyt krótkie.
29/40
Urzekła mnie ta historia.
Szerrys
Możliwe, że bym rozwinął.
OdpowiedzUsuńJednakże ma łepetyna obecnie świeci pustkami.
Gdzie ma nafta dla promienia wyobraźni?
Czy to przez czas, którego mi brakowało?
Czy przez małą niechęć, którą dziś odczuwałem?
Postaram się następny razem.
1. Język 6/10 Momentami Twoje słownictwo pozostawiało wiele do życzenia. Ogólnie jest nieźle, ale brakowało tego "czegoś"
OdpowiedzUsuń2. Pomysł 6/10 Ja niestety nie jestem fanką takich opowiadań. Momentami się nudziłam. Nie wiem może to jest spowodowane końcem tygodnia. Za jakiś czas wrócę do tego opowiadania i jeszcze raz ocenię. Dzisiaj daję tylko 6
3. Ortografia i gramatyka 4/10 Powtórzenia, powtórzenia i jeszcze raz powtórzenia. Zły zapis dialogów, czasem dziwny szyk zdania (szczególnie w momentach opisów otoczenia - to zdanie o perskich dywanach jest jakieś takie dziwne), po wielokropku powinieneś zrobić spację, żeby wyrazy się nie łączyły.
Prowadzenie akcji 5/10 Nudziłam się ciężko mnie czymkolwiek zaskoczyć i tym razem niestety Ci się nie udało. Przeczytałam, ale nie było momentu wow
Długość opowiadania Za krótki
Szału nie było niestety. Liczę, że następnym razem się poprawisz :)