sobota, 13 lutego 2016

Varii - "Człowiek w klatce"

„Człowiek w klatce”
by. Varii

Cisza, tak bezkresna że nie słyszę niczego poza własnym oddechem co rusz przyspieszającym i zwalniającym, zależnie od napięcia obolałych mięśni. Nie mam pojęcia gdzie jestem i jak się tu znalazłem, lecz nie potrafię nawet opisać tego miejsca, z powodu nieprzeniknionego mroku otaczającego moją osobę. Jednak wiem że moje więzienie jest długie na dwadzieścia kroków i szerokie na drugie tyle.
Nazywam się Oliver i mam dwadzieścia sześć lat. Mieszkam w małej miejscowości leżącej na wschód od Seattle. Jestem wysokim mężczyzną o ciemnej karnacji, czarnych włosach i przenikliwie błękitnych oczach. Złamałem wiele kobiecych serc i mógłbym podejrzewać że złamie kolejne, gdybym widział szanse na wydostanie się z tego nieznanego mi miejsca. Zastanawiam się ile czasu się już tu znajduję, lecz moim jedynym wyznacznikiem są posiłki podawane mi przez małą szczelinę w jednym rogu sali i wizje…
Przeżyłem już dwadzieścia wizji i to właśnie przez nie znienawidziłem światło. Gdy mrok opuszczał pokój, przychodziły obrazy najbardziej skrywanych lęków przez moje serce i pomimo tego że często się powtarzają, nie potrafię przywyknąć. Całą sytuacja trwa od czterdziestu posiłków i dwudziestu wizji, pomiędzy nimi staram się spać i myśleć nad sposobem ucieczki. Jak uciec z miejsca, o którym się nic nie wie, a w jedynym momencie, gdy mogę się wszystkiemu przyjrzeć jestem zajęty przez ogarniającą mnie panikę? Nie jestem przekonany czy kiedykolwiek będę w stanie znaleźć sposób by wrócić do domu. Dręczy mnie jeszcze jedno, ważniejsze chyba pytanie. Dlaczego i kto umieścił mnie w tym miejscu? Nie mam wątpliwości że zostałem porwany, gdyż nie przypominam sobie bym w ostatnim czasie dobrowolnie zapisywał się do podejrzanych projektów. Jaki jest cel by przetrzymywać człowieka w mroku i dręczyć go najgorszymi koszmarami? Chyba że porwał mnie jakiś sadysta, który rozkoszuje się moim cierpieniem. Mimo że od czterech lat studiuje psychiatrie na Uniwersytet Kalifornia nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego ktokolwiek miałby porywać biednego studenta i przetrzymywać go przez tyle czasu w tak dziwnym miejscu. Zauważyłem tylko jedno, ktoś musiał mnie doskonale znać ponieważ wszystkie wizje przedstawiają moje największe lęki.
Gdy po raz pierwszy ujrzałem światłość pojawił się obraz mojej zmarłej dziewczyny. Nic nie mówiła, lecz jej spojrzenie było tak wymowne, jakby krzyczała „To ty mnie zabiłeś Oliver, to twoja wina.” . Gdy miałem piętnaście lat, Miriam spadła z wieżowca. Próbowała mi udowodnić że nie boji się stanąć na krawędzi dachu i krzyknąć że jest wolna. Byliśmy wtedy młodzi i głupi a anarchia przyciągała nas swą wolnością i buntem. Wychyliła się do przodu by… w sumie sam Niewinem dlaczego. Możliwe że zakręciło jej się w głowie i straciła równowagę, tak orzekli biegli oczyszczając mnie od zarzutów. Lecz ja byłem winny, nie powstrzymałem jej, nie złapałem. W tej koszmarnej wizji stała bardzo długo patrząc mi prosto w oczy. Była tak samo piękna jak w dniu śmierci, jej długie blond włosy rozczochrane przez wiatr i wielkie, czerwone rumieńce na policzkach wywołane ekscytacją i adrenaliną. Jej długa, czerwona spódnica opadała aż do kostek a pomarańczowa bluzka opinała szczupły brzuch i obfity, jak na piętnastolatkę biust. Dlaczego się tu pojawiła? Jaki jest cel tego wszystkiego? Nie rozumiałem. Wykorzystałem okazję, którą mi dali i cicho, prawie niesłyszalnie wypowiedziałem słowa jakie zawsze chciałem jej przekazać..”Wybacz mi kochanie, przepraszam.” Stała tam jeszcze przez chwilę, poczym światło znów zgasło i ona zniknęła. Wtedy mrok wydawał mi się ciemniejszy, dziś jednak wiem ze jest on mą ostoją.
Dzięki regularności następujących zdarzeń, mogłem przewidzieć, kiedy znów rozpęta się piekło. Po każdej wizji następowała długa cisza. Najpierw dostawałem posiłek  i miałem czas, który zwykle przeznaczałem na sen. Kiedy podawano drugi posiłek, wiedziałem że trzeba mieć się w gotowości bo niedługo znów się zacznie. Próbowałem zasnąć przed tym co ma się zdarzyć, lecz coś mi na to nie pozwalało. Miałem wrażenie jakby jakieś promieniowanie utrzymywało mnie w stanie gotowości (co jest całkiem możliwe). Po pewnym czasie przystosowałem się do systemu, który tu panował i dzięki temu oszczędzałem sobie maksymalnie nieprzyjemne doznania. Starałem się wyznaczyć czas, który ty spędzam, lecz to również było niemożliwe (kto normalny jest w stanie przez wiele godzin liczyć sekundy?). Wszystko to było jakby zaplanowane bym nie mógł dowiedzieć się niczego o więzieniu w którym mnie zamknięto.
Nie będę was zanudzał opisem każdego lęku lecz skupie się na tych najbardziej znaczących.
Pewnego razu… Ciii… coś się dzieje. Światło, oślepiające i jaskrawe. Zamykam oczy by nie widzieć togo co przygotowano mi na dziś. Doskonale wiem że to nie zadziała ale udawanie dodaje sił i nadziei. Nie wiem ile czasu minęło, uchyliłem powieki by znaleźć odpowiedź dręczącą mnie od jakiegoś czasu „Co tym razem?”. Zobaczyłem tylko stół i krzesło i doznałem szoku. Nigdy nie żywiłem lęku związanego z tymi przedmiotami, wstałem więc i postanowiłem się rozejrzeć.
Moje więzienie było śnieżnobiałym sześcianem o jednolitej strukturze bez jakichkolwiek rys. Na jednej ścianie (obok krzesła i stołu) znajdowała się malutka szczelina, przez którą wsuwają mi jedzenie. Skierowałem kroki w tamtą stronę, gdy nagle ujrzałem na blacie ławy sześciostrzałowy pistolet. Poczułem jak ogarnia mnie paraliż. Pamiętam jak kiedyś zmuszono mnie do gry w Rosyjską Ruletkę. Ciemne pomieszczenie, przymglone przez dym papierosowy. Jeden z mężczyzn był bardzo niezadowolony z wyniku pokera (oskarżył mnie i mojego przyjaciela o kantowanie) postanowił rozstrzygnąć swoje rację za pomocą Ruletki. Miałem szczęście, Dimitr też miał. Wiem co powinienem teraz zrobić, lecz nie zamierzam grać ich zasadami a światło może mi się przydać. Kładę się na ziemi i staram się dojrzeć co jest po drugiej stronie ściany lecz widzę tylko wszechobecny mrok. Nie odczuwam strachu, jestem spokojny jak nigdy dotąd w tym miejscu, gdyż pierwszy raz światło nie oznacza lęku. Trzask, nagle na krześle widzę siedzącą dziewczynę jak przykłada sobie lufę rewolweru do skroni „Albo ty albo ja” szepcze. Jednak nie dała mi czasu na reakcję, zakręciła magazynkiem i wystrzeliła. Miała pecha. Jej głowa opadła na blat stołu plamiąc go krwią. Dlaczego? To nie był mój lęk, więc dlaczego? Zmienili zasady gry? Prawdopodobnie nie spodobało im się że nie postępuje tak jak sobie przewidzieli. Jest to bardzo niedorzeczne i dziecinne zachowanie moim zdaniem, lecz niestety jestem zależny od tych ludzi. Nagle poczułem się niesamowicie zmęczony, czyżby rozpylili jakiś środek nasenny? Nie było mi dane poznać odpowiedzi.
Obudził mnie huk, rozejrzałem się dookoła i zaparło mi dech w piersi. Siedziałem na krześle a na stole leżał trup dziewczyny od ruletki. Było to jedyne miejsce w którym jeszcze znajdowała się podłoga. Wilka ziejąca dziura bez żadnego dna i już wiedziałem jak muszę postąpić. Od zawsze bałem się przepaści i wszelkich wysokości. Zmierzenie się z tym lękiem będzie misją samobójczą i tylko nadzieja że potem mnie uwolnią pozwoliła mi stanąć na krześle przodem do miejsca mojego przeznaczenia. Serce zaczęło mi bić tak, jakby próbowało wyrwać się z piersi a przed oczami pojawiły się mroczki. Zebranie w sobie resztek odwagi było tak trudne, prawie niemożliwe. W jednym Momocie ugiąłem nogi w kolanach i odbiłem się od twardej struktury drewna. Leciałem bardzo długo w dół „Wprost do piekła”, przeleciało mi przez myśl. W ostatnim momencie pożegnałem się z życiem i zemdlałem.
Biała, sterylnie czysta sala i to irytujące pikanie aparatury podłączonej do mojego serca, głowy i nadgarstków. Zapach chemii i leków był tak przykry dla mego powonienia że zmarszczyłem nos. Przez pierwszy Momot nie mogłem sobie przypomnieć gdzie jestem i dlaczego tu trafiłem, gdy nagle przypomniała mi się sytuacja z uwięzieniem. Zacisnąłem w pięść fragment prześcieradła. Nie pozwolili mi umrzeć. Pozostawili mnie przy życiu, prawdopodobne by prowadzić na mnie jakieś inne, chore eksperymenty. Muszę się uciec. Otworzyłem oczy lecz poraziło mnie światło słoneczne. „Ogarnij się”, krzyknąłem w duchu i usiadłem. Na pierwszym roku medycyny, przerabialiśmy takie maszyny jak te, więc bez problemu odłączyłem je od prądu i siebie. Postawiłem bose stopu na zimnej podłodze i powoli zacząłem przemieszczać się ku wyjściu, gdy nagle do pokoju weszła niska, starsza kobieta w kitlu lekarskim. Jej twarz wyrażała zdumienie zmieszane z radością. Głos kobiety przypominał mi ćwierkanie słowika.
- Oliver, nareszcie. Myśleliśmy że serum uwięzi Ciebie na parą dni a nie na dwa miesiące. Zaczynaliśmy się martwić i już mieliśmy próbować Cię wybudzać a tu taka niespodzianka. Usiądź przebadam Cię. Nazywam się Marisa Druell i jestem twoim psychiatrą prowadzącym.
Nie byłem w stanie zrozumieć o czym ta kobieta do mnie mówi. Dlczego mam psychiatrę prowadzącego i o jakim serum oni… Serum Strachu. Oczywiście. Serum uruchamia odpowiednie części mózgu i nasza świadomość zamyka nas w klatce strachów. Z lękami trzeba się zmierzyć albo im przeciwstawić i dopiero gdy pokonamy wszystkie nękające nas koszmary, serum się wyłącza. Tylko dlaczego je dostałem? Dlaczego jestem w szpitalu psychiatrycznym? Czy to podlega pod program uczelniany? Na te pytania potrzebowałem odpowiedzi, lecz najpierw dałęm kobiecie zbadać sobie fale mózgowe i puls, jako student bliźniaczej do jej specjalizacji wiem, że bez tego nie zechce nawet ze mną rozmawiać.
- Jak się czujesz Oliwer? Opiszesz mi co widziałeś?
Nie miałem zamiaru niczego jej mówić z tego co spotkałem w klatce. Spojrzałem na nią badawczo.
- Czuje się wolny. Mariso, dlaczego jestem w szpitalu psychiatrycznym i po jaką cholerę podłączaliście mnie pod Serum Strachu?
Obserwowałem jak promienny uśmiech zamienia się w smutek. Usiadła na krześle obok łóżka i westchnęła przeciągle.
- Oliver, dwa lata temu twoja matka powiesiła się na twoich oczach. Od tego czasu opanowały cię twoje lęki. Nie mogliśmy przywrócić ci świadomości żadnymi sposobami, aż w końcu postanowiliśmy zaryzykować Serum Strachu. Musisz zrozumieć że nie mieliśmy innego wyboru, byłeś autoagresywny i nie pozwalałeś sobie pomóc, dziś jest pierwszy raz gdy z tobą rozmawiam. Jeśli wszystko poszło po naszej myśli to masz szansę na szybkie wyjście. Zrobimy jeszcze parę badań, ale uważam że są one zbędne.
Powoli zaczynałem wszystko sobie przypominać, święta, mama wisząca na żyrandolu. Zacząłem podcinać sobie żyły, ktoś z sąsiadów wezwał pogotowie. Policja przesłuchująca mnie w sprawie śmierci matki. Oddział. Zawsze idealnie biały kitel Marisy i coraz większa rozpacz w oczach. Podanie serum. Wziąłem głęboki oddech.
- Muszę pozostać sam, chce najpierw sobie wszystko sobie poukładać, następnie przyjdę do Ciebie porozmawiać. Gabinet 420 prawda?
Przytaknęła. Widziałem jak wychodzi. Stanąłem przy zakratowanym oknie.

 Nazywam się Oliver i mam dwadzieścia osiem lat. Jestem przystojnym brunetem o ciemnej karnacji i zmęczonych, przenikliwych błękitnych oczach. Złamałem wiele kobiecych serc i złamię jeszcze więcej. Straciłem matkę i dwa lata z życia przez moje lęki. Przeżyłem własną klatkę strachu i wróciłem jako wolny człowiek, wolny od lęków i niepokojów. Klatka umysłu stała się moim wybawieniem.

***

Witajcie kochani. 
   Wiem że opowiadanie jest średnie (jak nie kiepskie) ale męczyłam ten temat przez tydzień. Uważam że nie do końca zawarłam w nim przesłanie, jakie chciałam zawrzeć. Nie ma tu akcji, ale przywyknijcie, jestem zwolenniczką przemyśleń i opisów nie ogromnej ilości zdarzeń. Proszę o szczere oceny według schematu:
1. Język (1-10 + można napisać dlaczego)
2. Pomysł (1-10 + można napisać dlaczego)
3. Ortografia i gramatyka (1-10 + można napisać dlaczego)
4. Prowadzenie akcji (1-10 + można napisać dlaczego)
5. Długość opowiadania (Za długie / Odpowiednie / Zbyt krótkie + można napisać dlaczego)
Możecie też dodać subiektywną opinię o opowiadaniu.

Zapraszam was na naszego Fanpage (link w belce z lewej strony). Zacznijcie komentować, odważcie się, potrzebujemy waszych opinii. 

Varii

P.S. Temat na następny tydzień od Varii: "Rosyjska miłość"

3 komentarze:

  1. Kurde
    Ta twoja kupa jest dobra.
    1.Język. 8/10 Jestem zmęczona i trudniejsze słowa tyrają mi banie dlatego masz mało punktów. Bo muszę się kilka razy zastanawiać nas znaczeniem, ale kocham jak piszesz.
    2.Pomysł 4/10 To nie było zbyt oryginalne jak na Ciebie Varii.
    3. Ortografia i Gramatyka 8/10 nie znam się na gramatyce, błędów nie widziałam. Liczę na Arcanum. Nie masz dwóch punktów bo mogłam coś przeoczyć.
    4.Prowadzenie Akcji 7/10 nie pytaj nawet czemu.
    5. Długość Odpowiednia.
    27/40

    Sądząc po tym jak nazwałaś to kupą spodziewałam się czegoś o wiele gorszego, a tu niespodzianka :)
    Szerrys

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Trudne słowa to mój konik.
      2. Kobieto, ten pomysł pokochałam... podobał mi się, może nie jest oryginalny (tak całkowicie, bo dość mocno jest) lecz jaki ma morał... kobieto....
      3. Nie będę się kłócić, na pewno mam błędy... zawsze je mam :) (Po to mam bete na blogu)
      4. Czemuuuu???
      5. Ok
      Jest to kupa, bo pisane bez weny... z weną by było genialne.

      Dziękuję za ocenę
      Varii(atka)

      Usuń
  2. Oj Varii Varii... Ty i te Twoje pomysły :D
    1. Język 7/10 Ogólnie mówiąc podobało mi się, ale były momenty, kiedy Twoje mądre słówka powodowały, że zastanawiałam się o co chodzi.
    2. Pomysł 5/10 Powiem szczerze tyłka nie urywa. Chociaż jest dość ciekawe, ale liczyłam na większą inwencję twórczą. Tak wiem, męczyłaś się z tym tematem, dlatego wybaczam ;)
    3. Ortografia i gramatyka 4/10 No i tu zaczynają się schody. Zapomniane i zagubione gdzieś we mgle przecinki, momentami zły szyk zdania, moje oko zauważyło kilka literówek i literek, które gdzieś przepadły. Nie wiem do końca czy w takich opowiadaniach słowa takie jak ciebie, tobie powinno się pisać z dużej litery. Wydaje mi się, że nie, bo taka forma dotyczy tylko listów. Sorki ale Twoja beta widzi wszystko ;)
    Prowadzenie akcji 7/10 Początek mnie zadziwił i na początku nie wiedziałam o co chodzi, a jak już skapowałam to się skończyło -.- Może kiedyś wczytam się w to bardziej i zrozumiem
    Długość opowiadania Odpowiednia

    Ogólnie mówiąc opowiadanie na plus. Jak na brak weny to i tak nieźle wyszło :)

    OdpowiedzUsuń

Mia Land of Grafic