sobota, 20 lutego 2016

Bianka ~ Szklanka Wody

       Nie mogłam otworzyć oczu. Moje powieki lepiły się do siebie, więc minęło trochę czasu, zanim je uchyliłam. Od razu poraziło mnie słońce, a ból głowy, który jeszcze przed chwilą ledwo mi dokuczał, teraz nasilił się do niewyobrażalnego poziomu.
       Starając się go zignorować, podniosłam się na rękach. Obejrzałam się. Gdzie ja jestem? Dookoła widziałam tylko piasek i skały. Byłam cała w siniakach, widocznie musiałam się gdzieś uderzyć. Tylko czemu tego nie pamiętam? Dlaczego siedzę tutaj na środku pustyni, słońce grzeje moje poobijane ciało, a ja nie mam zielonego pojęcia, jakim sposobem się tutaj znalazłam?
       Wstałam, choć nie przyszło mi to łatwo. Ręce miałam podrapane, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Rozejrzałam się wokół siebie. Moim jedynym dobytkiem był plecak. Otworzyłam go szybko, chcąc dowiedzieć się, czym dysponuję. W środku znalazłam dwie kanapki, scyzoryk, zapałki, pusty zeszyt i, dzięki bogu, butelkę z wodą.
       Dopiero teraz poczułam, jak bardzo chce mi się pić. Moje usta były spierzchnięte, na języku miałam straszną ilość piasku, a odwodniony organizm aż błagał o napój. Pewnie od tego tak bolała mnie głowa. Zrobiłam parę łyków, czując jak woda przyjemnie spływa mi do gardła. Z trudem oderwałam się od butelki. Miałam ochotę pić i pić, ale wiedziałam, że jeśli chcę się stąd wydostać, muszę oszczędzać zapasy.
       Jeszcze raz rozejrzałam się dookoła. Niestety nie zobaczyłam nic nowego -- żadnych oznak cywilizacji, żadnej rzeki lub oazy. Słońce już zachodziło. Uznałam, że będę się poruszać właśnie w tamtą stronę, w stronę zachodzącego słońca.
       Byłam zdeterminowana. Musiałam się stąd wydostać, choćby nie wiem, co miało się stać, musiałam przeżyć. Od dziecka uczono mnie, że dzięki ciężkiej pracy można wszystko osiągnąć, więc od razu zabrałam się do działania. Zarzuciłam na ramiona plecak, do którego uprzednio włożyłam cały mój dobytek i zrobiłam pierwszy krok.
       Ból już trochę mi przeszedł, więc nie męczyłam się aż tak bardzo. Szłam w stronę słońca, które z czasem zniknęło za horyzontem, pozostawiając po sobie tylko czerwony blask. Czułam, że temperatura powoli spada. Nie było już aż tak ciepło, jak w momencie, w którym się obudziłam; z mojej twarzy nie ciekł już pot, a oddech trochę się wyrównał.
       Wiedziałam, że za niedługo nie będę mogła dalej wędrować. Zrobi się ciemno, nie będę wiedziała, w którą stronę mam iść. Poza tym mogłabym się potknąć o jakieś kamienie, wpaść w szczelinę, których w dniu dzisiejszym mijałam bardzo dużo i złamać sobie nogę. Na to nie mogłam sobie pozwolić, więc kiedy nie widziałam już drogi, położyłam się przy jednym z większych kamieni i postarałam się zasnąć.
       Oczywiście, nie przyszło mi to łatwo. Choć starałam się ignorować temperaturę, przeraźliwe zimno dawało o sobie znać, a dodatkowo niewiedza nie pozwalała mi spać. O ile wcześniej mogłam zapomnieć o nurtujących mnie pytaniach, całkowicie oddając się wędrówce, teraz męczyły mnie niemiłosiernie. Jak się tutaj znalazłam? Dlaczego tego nie pamiętam? Moim ostatnim wyraźnym wspomnieniem była mama krzycząca, abym uciekała i wrzucająca mi do plecaka parę rzeczy po tym jak w naszym domu zawaliła się ściana. Potem była już tylko ciemność.
       Nawet nie wiem, kiedy udało mi się zasnąć.


~~~~~~~~~~


       Kiedy się obudziłam, słońce dopiero wstawało, co oznaczało, że będę dzisiaj mogła dłużej wędrować. Przez chwilę miałam nadzieję, że wszystko, co się wczoraj wydarzyło, było tylko snem, ale przeraźliwy upał przywrócił mnie do rzeczywistości. Leżałam w małym skrawku cienia, który dawał kamień znaleziony przeze mnie naprędce wieczorem. Bardzo nie chciałam podnosić się i tym samym wystawiać się na pastwę słońca, ale zebrałam się w sobie i wstałam. Od razu zrobiło mi się cieplej, a po chwili po mojej twarzy zaczął płynąć pot.
       Niestety, ból, który dokuczał mi wczoraj, wcale nie zmalał. Domyślałam się, że moje kondycja nie poprawi się też w najbliższym czasie, a słabe mięśnie będą coraz bardziej dawały o sobie znać. Ale czego nie robi się, aby przeżyć? Wody nie wystarczy mi na wieczność.
       Wzięłam łyk z butelki i ugryzłam parę razy nieświeżą kanapkę, aby mieć energię na zbliżającą się podróż. Moich zapasów ubyło już bardzo dużo, a to przecież był dopiero drugi dzień! Postanowiłam, że do jutra rana niczego nie tknę.
       Wstałam i ruszyłam do dalszej wędrówki. Do południa parę razy drogę przecięły mi skorpiony, których obecność zawsze wywoływała mój pisk. Przeraźliwie się ich bałam.
       W południe było tak gorąco, że nie miałam siły wędrować dalej. Choćbym chciała, nie potrafiłabym postawić jeszcze jednego kroku, więc schowałam się w cieniu kolejnego kamienia. Może to dobrze? Teraz będę mogła odpocząć, a kiedy warunki będą bardziej sprzyjające, wyruszę z nową energią?
       Przez cały postój musiałam powstrzymywać się od wypicia choćby jednego łyka wody.
       Po wczorajszej nocy wiedziałam, że tym razem nie będę mogła wędrować do tak późnej pory, bo trzeba będzie rozpalić ognisko. Mogłabym nie przeżyć kolejnych kilku godzin w takim zimnie. W duchu podziękowałam mamie za zapałki, które mi dała.
       Kiedy temperatura powoli zaczęła spadać, zebrałam się w sobie i ruszyłam do dalszej podróży. Wieczorem scyzorykiem odcięłam parę gałązek z jakiegoś suchego krzaka i po wielu próbach rozpaliłam ogień. Zanim zasnęłam obejrzałam swoje zapasy i z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że wystarczy mi ich na maksymalnie dwa dni. Postanowiłam się tym jednak nie przejmować, a jedynie mieć nadzieję, że w tym czasie dotrę do jakiejś cywilizacji.


~~~~~~~~


       Dwa kolejne dni nie przyniosły żadnych niespodzianek. Rano i popołudniu wędrówka, w południe postój, wieczorem ognisko. Jedyną różnicą była stale zmniejszająca się ilość zapasów.


~~~~~~~~~


      Skończyły mi się zapasy, więc nie miałam co jeść i pić. Ból brzucha nasilił się, a moje usta stały się jeszcze bardziej spierzchnięte niż dnia poprzedniego. Jednak mimo braku energii i niesprzyjających warunków, nie zwolniłam tempa.
     Tego dnia nic nie zjadłam, nie wypiłam też niczego.


~~~~~~~~~


       Przestałam się bać skorpionów. Nie miałam nic w ustach od doby, więc nic dziwnego, że kiedy w zasięgu mojego wzroku pojawił się skorupiak, rzuciłam się na niego z chciwością i od razu zjadłam. Jeszcze nigdy nic mi tak nie smakowało.


~~~~~~~~~


     Z głodu zaczynałam wymiotować. Żywiłam się skorpionami, bo nic innego nie potrafiłam upolować. Raz tylko znalazłam jakieś jajka, więc bez zastanowienia je wypiłam.
     

~~~~~~~~~


      O ile z jedzeniem nie było jeszcze tak źle, wody nie miałam w ogóle. Moje wędrówki znacznie się skracały, nie miałam już sił, aby iść dalej. Chciałam tylko położyć się w cieniu i zasnąć. Wiedziałam, że nie pozostało mi już dużo czasu, więc czemu nie miałabym spędzić ostatnich chwil mojego życia, leżąc i odpoczywając?
      – Dasz radę – powtarzałam zachrypniętym głosem, kiedy miałam okres najgorszego załamania.
      I szłam dalej. Ignorowałam ból, ignorowałam zmęczenie, ignorowałam pragnienie, głód i zmniejszającą się wolę walki. Dalej gdzieś w środku palił się mały promyczek nadziei. Nadal wierzyłam, że jestem blisko cywilizacji.


~~~~~~~~~


       Słońce dopiero wstało, ale ja nie mogłam dalej iść. Ze męczenia nie potrafiłam podnieść nogi. Dlaczego więc się nie położyć, nie odpocząć? Przecież trzeba zbierać energię na dalszą wędrówkę.
      Potykając się i przewracając doszłam do kamienia i schowałam się w jego cieniu. Moje opuchnięte powieki od razu się zamknęły, a ja zasnęłam.
      Obudziłam się, kiedy słońce już chowało się za horyzontem. Sen mi nie pomógł. Ból nie ustał, a ja byłam nadal tak samo zmęczona. Wiedziałam, że to przez brak jedzenia i picia. Ile dni już spędziłam bez wody? Dwa? Trzy? Straciłam rachubę czasu, ale byłam pewna, że nie pozostało mi go już dużo.
       O, jak marzyłam teraz o szklance wody! Nigdy jej nie lubiłam, bo zawsze było jej pod dostatkiem, a teraz oddałabym za nią wszystko. Byleby tylko poczuć ten strumień ulgi, spływający po gardle i zabierający ze sobą wszystkie ziarnka piasku, ból, opuchliznę i spierzchnięcie, a oddający energię, nadzieję i wolę walki.
       

~~~~~~~~


     Zobaczyłam szklankę wody. Stała sama, trochę schowana w piasku, jakieś pięćdziesiąt metrów ode mnie.To był mój ratunek. Musiałam się do niej dostać, więc z trudem parłam w jej stronę. Nie obchodziły mnie piekące rany, które powstawały na moich kolanach przy każdym upadku, nie przejmowałam się bólem każdej mojej części ciała. Tam przecież była możliwość na przeżycie!
      Szłam, ale zdawało mi się, że wcale się do niej nie przybliżam, że znajduje się tak samo daleko jak przed pięcioma minutami.
       Zaczęłam mieć wątpliwości dopiero, kiedy szklanka zafalowała mi przed oczami. Zamrugałam kilkakrotnie, aby upewnić się, że na pewno dalej tam stoi. Tak, nic się nie zmieniło.
       Upadłam i uderzyłam się boleśnie w głowę. Trochę zakręciło mi się przed oczami, ale pchnięta determinacją, która kazała mi dążyć do studni, podniosłam się ponownie na nogi.
       Tylko, że jej już tam nie było. Początkowo nie mogłam w to uwierzyć, ale kiedy przetarłam kilkakrotnie oczy i podbiegłam trochę bliżej, a ona się nie pojawiała, zrozumiałam, że szklanka nie stała tutaj nigdy.
       Powietrze rozdarł straszliwy krzyk rozpaczy.


~~~~~~~~~


       Już nie miałam na nic sił. Co chwilę pojawiała się przy mnie moja mama, aby dodać mi otuchy, prosić, żebym szła dalej. Była jak przez mgłę, trochę nieobecna, jakbym tylko sobie ją wyobraziła. Miałam jednak pewność, że ona stale tutaj mnie odwiedza i że chce się wydostać z pustyni tak bardzo jak ja. Miała ode mnie więcej sił, bo niekiedy gdzieś się oddalała, pewnie szukając cywilizacji.
       Nadzieja, która odżyła w moim sercu wraz z pojawieniem się szklanki wody, została doszczętnie zniszczona. Już mi nie zależało na ratunku. Mięśnie bolały mnie przeraźliwie, więc marzyłam tylko, aby się położyć i dać odetchnąć obolałym nogom.
       Nie potrafiłam oprzeć się temu pragnieniu, choć mama prosiła mnie o dalszą wędrówkę. Od położenia się nie odciągnęła mnie nawet słaba woń dymu, która powoli zaczęła wypełniać powietrze.
       Nie szukając cienia, rzuciłam się na rozgrzany piasek i od razu zamknęłam oczy, chroniąc je przed rażącym słońcem.
       Natychmiast zasnęłam.
       Już nigdy się nie obudziłam.




       Hej, hej! 
       Mam nadzieję, że się podoba. Zapraszam do komentowania.

       Temat: Pod Osłoną Mroku.

4 komentarze:

  1. 1. Język 8/10 (To opowiadanie jest bardzo dobre, chociaż momentami zdarzały się powtórzenia i zły szyk zdania)
    2. Pomysł 10/10 (Pomysł bardzo mi się podoba. Szklanka wody jako fatamorgana brawo za pomysł ;))
    3. Ortografia i gramatyka 8/10 (Jest nieźle, ale zauważyłam kilka zbędnych przecinków i powtórzenia)
    4. Poprowadzenie akcji 10/10 (Akcja szybka i ciekawa. I co najważniejsze przemyślana)
    5. Długość opowiadania Odpowiednia (Nie mam zastrzeżeń)
    Subiektywna ocena: Cieszę się, że napisałaś tak dobre opowiadanie. Bardzo mi się podoba i mam nadzieję, że Twoje kolejne opowiadania będą równie ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za opinię :) To wiele dla mnie znaczy!

      Usuń
  2. Jej! Dawno nie czytałam Twoich opowiadań! :) Czas nadrobić.
    Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się sam pomysł, ale i sposób w jaki rozdział jest napisany ^^ Błędów jako takich tam nie znalazłam ;)
    I wielki plus za długość opowiadanie ^^ Szybko się czyta :) Czekam na dalszą część :)
    Soledad

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo! Cieszę się, że tutaj zajrzałaś :)

      Usuń

Mia Land of Grafic